czwartek, 2 czerwca 2016

Szczęście się odwraca

29 czerwca 2013 roku. Szczecin, Polska.
Obudziłem się nie wiele pamiętając z wczorajszej zabawy, a głowa mnie tak bolała że myślałem, że zaraz wezmę swój pistolet i ukrócę swoją mękę. Ale cóż ... sięgam po mundur i ... o cholera! Albo nam zmienili przez noc naszywki, albo ciupinkę przesadziłem. Obok wisi mundur Asi, odruchowo odwracam głowę ... i stwierdzam jej brak! Umierając na kaca wstaję i idę do łazienki. Wchodzę ... a tam Asia cała zapłakana.
-Co się stało kochanie? - pytam.
-A nie będziesz zły? - momentalnie mnie zamurowało. Przeczuwałem najgorsze ...
-Tylko nie mów mi że mnie ...
-NIE! To nie to! - serce bije mi coraz szybciej. - Ja ... ja ...
-NO WYDUŚ TO Z SIEBIE! - krzyczę i po chwili łapię się na tym że to było moje pierwsze huknięcie na kobietę! Co się ze mną do cholery dzieje?!
-BĘDZIESZ OJCEM! ZADOWOLONY?! - przez moment nie mogę zrozumieć o co jej chodzi, chwilę później już zaczyna powoli docierać.
-Oj...cem? Przecież ... jestem za młody ... trwa wojna ...
-Wiedziałam że to powiesz. Ale g... mnie to obchodzi, ja chcę tego dziecka. Ty rób sobie co chcesz ... - wybucha płaczem. Odrazu ją przytulam. W mordę i nożem, tego się nie spodziewałem! Pal sześć tą zasraną wojnę! Jak będzie trzeba to składam rezygnację, mówię "cześć" karabinowi i wracam do Miami.
-Oj Asia, Asia, nie przesadzaj, przecież wiesz ... - nie pozwala mi dokończyć.
-Że cię kocham i damy sobie radę? Za dobrze cię znam, i wiem kiedy kłamiesz, tym razem chyba jednak nie ...
-Pewnie że nie! BĘDĘ OJCEM! - krzyczę na cały głos, biorę Asię w ramiona i obracam dookoła własnej osi. Wspólne chwile przerywa nam krzyk
-KRYĆ SIĘ! RUSKIE BOMBOWCE!
Chwytam moja narzeczoną za rękę i biegniemy do schronu jak ogniś w 2012 roku kiedy to zwiewaliśmy przed pierwszym nalotem w Tomaszowie. Pomiędzy hukiem bomb i silników odrzutowych słychać wyraźnie odgłosy Spitfire'ów Szalbierza. Po bombardowaniu dochodzi do nas meldunek że kacapy odbiły Wrześnię i prą w kierunku Kołobrzegu. Zakładam mundur, i zwracam uwagę na naszywkę, która mnie tak rano zaciekawiła ... "USSMC" United States ... Star Marine Corps?- przychodzi mi namyśl.  Chwila moment co do licha? W tej chwili odzywa się moja krótkofalówka (dostaliśmy je chyba po Wrześni). Wyciągam ją i stwierdzam że jakiś James Kirk wywołuję naszą dywizję. O W MORDĘ! Czyżby moje młodzieżowe sny się spełniły? Wiedziałem że istnieje uniwersum serialu "Star Trek", a ta wiadomość potwierdzała moje przypuszczenia! Doszło prawdopodobnie do zawirowania czasoprzestrzeni, i ekipa Enterprise trafiła do nas! Czyli USSMC oznacza United States Starfleet Marine Corps! No nie powiem, przez moment w to uwierzyć nie mogę! No ale cóż, ja tu gadu gadu a trzeba na odsiecz iść. Zabieram swojego M4A1 (karabin, nie czołg!), co do pistoletu mam mały dylemat. Wziąść Colta? Czy SiG Sauer'a P229 od Tony'ego? W końcu wybieram SiG'a. Wychodzę z zbrojowni. Moja kompania już jest gotowa do wymarszu. No cholera! Asię chyba pogięło! Iść na bitwę w jej stanie?!
-Asia zostajesz i bez dyskusji!
-PO MOIM TRUPIE! - moi żołnierze aż podskoczyli.
-Trup już padł. Twoje miejsce zajmie Kinga.
-Kiedyś tego ...
-Pożałujesz? Wiem że jeszcze mi podziękujesz. - obracam się na pięcie, i już mam zamiar odejść, kiedy łapie mnie z tyłu, obraca i przytula.
-Tylko przeżyj, o nic więcej nie proszę - mówi ze łzami w oczach.
-Obiecuję.
Zakładam karabin na ramię i wraz z naszą kompanią ruszamy za resztą dywizji. Przed wyjściem oglądam się za siebie. Asia salutuje ze łzami. Cóż ... nigdy nie byłem twardy, biegnę do niej i przytulam.
-Obiecuję ci to ... Zaraz po wojnie weźmiemy ślub, choćbym miał księdza siłą sprowadzić - cholera oczy mi łzawią! Mówiłem że nigdy aż tak twardy nie byłem.
Biegiem wracam na swoje miejsce na czele kolumny. Obok mnie idzie kapitan John Price, porucznik Corspa, no i oczywiście Kinga.
-Ty, co ty tak biegłeś spowrotem? - pyta Price.
-Będziesz mi musiał postawić kolejkę staruszku. Będę ojcem!
-Szlag jasny, to jedna kolejka nie wystarczy, gratki! - mówi Kinia.
-Boże czemu ludzie zawsze tak to przeżywają ... - Corspa jak zawsze swoje.
Do przejścia mamy jakieś 50-80 kilometrów, zajmie nam to około dwa, góra trzy dni. Żebyśmy tylko zdążyli!

3 komentarze:

  1. Wow! Adam będzie ojcem :O
    Ale dlaczego ona później umiera?
    Przecież tak się kochacie :(
    Bardzo miło się czyta twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie zostało zmienione na prośbę jednej z czytelniczek i ciągle jest dopracowywane

      Usuń
    2. suuuuuuuuuuuper :))))!

      Usuń