czwartek, 11 października 2018

Czy to już koniec?

Finałowa opowieść z okresu III Wojny! Ciekawe ilu z was na to czekało, a ja w końcu znalazłem czas żeby się za to zabrać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

12 kwiecień 2014. Przedmieścia Moskwy, Rosja.

Po Sewastopolu odszedłem z wojska. Miałem tego wszystkiego dosyć, ciągłej walki, niewyspania. Lecz długo nie dane było mi się nacieszyć odpoczynkiem. Podczas mojej nieobecności wojska NATO dotarły aż pod Moskwę i byliśmy blisko od dokonania tego czego nie udało się Napoleonowi czy samemu Adolfowi. Jednak Putin chcąc zachować twarz, pomimo sromotnej porażki, zdecydował się zwołać konferencję pokojową z udziałem mediów. Zaproponował tam najprostsze rozwiązanie problemu, ostatnia walna bitwa, ten kto zdobędzie miasto, wygrywa. Brzmi łatwo, biorąc pod uwagę tempo wycofywania się wojsk przeciwnika, ale jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Każdy budynek, każda ulica została zamieniona w małą fortecę. Konferencja miała miejsce w lutym, od tego czasu nasza szpica wbiła się ledwo na trzy kilometry przedmieść miasta i to ponosząc ciężkie straty! Ponad 300 tysięcy zabitych, drugie tyle rannych, biorąc pod uwagę że takie straty ponieśliśmy w całej kampanii w Polsce, no to cholera rzeczywiście, ostatnią rzeczą jaką mogli zrobić to ściągnąć mnie z "emerytury", za co miałem ochotę pozabijać wszystkich.
"Przeżyć by stoczyć choć jeszcze jeden bój". - Adm. William D. Leahy.
To motto trzymało mnie przy życiu od czasu porwania Asi. Ale gdy teraz miałem walczyć przeciwko tak przygotowanemu przeciwnikowi, cóż mogło to hasło oznaczać ... kolejną wyborczą obietnicę prezydenta Wrony.  Pieprzyć Leahy'ego i jego tekst, ja swoją ostatnią walkę przegrałem w Doniecku.
-Witamy z powrotem kapitanie! - z początku nie mogę rozpoznać kto to przez "maskę" z błota i kurzu.
-Jane ... ale jak ...
-Just this sentence Old Man, don't get used to it.
-What ever you say, just get me to base.
Po przyjeździe na miejsce dostaję proste zdanie, "zorganizuj atak, rozwal wszystko w drobny mak nie zważając na straty, ale Moskwa ma być nasza do wieczora, do kurwy nędzy!". Typowy generał Eisenhower pod naciskiem Pattona i weź tu coś powiedz, nie da rady. Szybka analiza planów i dochodzę do wniosku iż moja misja jest praktycznie niemożliwa do wykonania. Bunkry ze stanowiskami artyleryjskimi, działa przeciwpancerne na każdej ulicy, w piwnicach, zaułkach, do tego dochodzą jeszcze dobrze skupione karabiny maszynowe. Mimo protestów ze strony Corspy, rozkaz nie uległ zmianie, więc zaplanowałem co mogłem, a na swoją jednostkę wziąłem najcięższą robotę. Dawne więzienie NKVD na Łubiance, obecnie pierdolony bunkier nie do zdobycia, przynajmniej przez piechotę. Cztery razy próbowali i nic! Może nam się uda, w końcu jesteśmy oddziałem elitarnym, jaaaaaaaasneeeee! A 75% stanu osobowego to młodzi nie pamiętający początku żołnierze. Jako iż wszystkie nasze czołgi weszły w skład jednostek szturmujących miasto, dostaliśmy jako osłonę Shermany pamiętające jeszcze pierwsze akcje pod Szczecinem, Wrześnią i Warszawą. Niemal każdy nosił ślad po pocisku, czy to z karabinu maszynowego, czy też załataną dziurę po pocisku przeciwpancerny, ba nawet dowódcę wymieniono! Andrzej awansował na podpułkownika i objął dowodzenie 23 Dywizji Pancernej, a my dostaliśmy jakiegoś grzyba ... ale mniejsza o to. Ustawiliśmy się w szeroki wachlarz, kryjąc się za czołgami, pociski dosłownie grzechotały odbijając się od ich pancerzy, kilka rykoszetów trafiło żołnierzy, którzy za bardzo się wychylili zza osłony. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, dopóki nie dotarliśmy do głównego dziedzińca więzienia, tam dopiero rozpętało się piekło. Mianowicie ostrzał z ręcznych granatników przeciwpancernych RPG-7, ledwo co zdołaliśmy schować się za filarami, strzelając na oślep, a czołg za którym poruszałem się jeszcze chwilę temu, dosłownie wyleciał w powietrze, cóż, krótka była kariera tego nowego dowódcy.
-Osz kurwa! Tak bardzo gorącej zabawy nie przewidziałem!
-Dajesz staruszku! Wojna się jeszcze nie skończyła! - słyszę głos Samanthy, która wykopuje najbliższe drzwi prowadzące chyba do wejścia budynku. Prując dalej docieramy do pierwszych pomieszczeń więziennych, skąd uwalniamy naszych wziętych do niewoli jeszcze w pierwszych dniach konfliktu. Docierając jeszcze głębiej, do poziomu -5, otwieramy co raz to więcej pomieszczeń ... widok jest na prawdę druzgocący. Mimo iż w środku są ludzie nam znani, to nie da się ich rozpoznać przez wiszące na nich resztki mundurów.
-Morris?! - aż się zdumiałem widząc kapral uznanego za zmarłego już dawno temu.
-P... porucznik?
-Leż spokojnie nie wstawaj.
-N...nic mi nie jest, niech da mi pan broń, chcę zajebać kilku z X-34. - zamurowało mnie, przecież ta teczka ...
-Moment, ŻE CO?! - moje pytanie zostaje przerwane przez komunikat radiowy.
-Tu Star, obrona wroga przerwana! Panowie! Koniec wojny już bliski! PRUĆ DALEJ!
-To jak, da mi pan spluwę? - pyta kapral
-Masz. - rzucam mu swój pistolet. X-34 mówisz? Jest tu kapitan Gałecka? - czuję jak serce wchodzi na wysokie obroty.
-Ostatni raz widziałem ją trzy dni temu. Cela 24.
Biegnę naprzód nie myśląc o niczym innym jak tylko o tym by ratować Asię. Dwoma strzałami załatwiam zamek w drzwiach, wpadam do środka i nagle czuję zimną lufę pistoletu przy głowei.
-Kurwa mać ...
-Dokładnie tak. Rzuć gnata, nie będzie ci już potrzebny. A teraz stań pod ścianą - widzę jak Wyatt chwyta kogoś pod rękę - przypatrzysz się teraz jak ginie jedyna ważna dla ciebie osoba. - z przerażeniem obserwuję jak lufa obraca się w stronę głowy drugiej osoby. Zanim jednak on pociągnie za spust, do pomieszczenia wbiega Morris, który jednak przegrywa z refleksem Jamesa Wyatta i zarabia dwie kulki. Daje mi to jednak tych kilka cennych sekund, by skoczyć i wytrącić mu broń z ręki, a przede wszystkim odepchnąć Asię, skąd wiem że to ona? Po prostu to czuję. Kilka chwil później tarzaliśmy się już po ziemi, okładając się nawzajem pięściami, co chwila podduszając, do momentu aż on wyciągnął nóż i zrobiło się niebezpiecznie.
-Tracisz siły - ostrze zaczęło się kierować w stronę mojego serca.
-A skąd, śmierdzi ci z pyska! - chwyciłem leżący w pobliżu, luźny kamień z posadzki i zamachnąłem się, celując w jego głowę. Niestety zawadziłem ręką o bark i cios zamiast roztrzaskać mu łeb, ogłusza go tylko na chwilę, wystarczającą, by moja ukochana chwyciła za moją broń.
-Wąż kąsa przed śmiercią.
-Odsuń się od niego! JUŻ
-Może najpierw opowiesz jakie rzeczy robiliśmy przez ostatni miesiąc. - widzę tylko ten błysk w oku przeciwnika i ruch ręką za plecy. Pierwszy strzał Asi idzie nieco za wysoko, zanim wymierzy drugi raz ... rzucam się na nią, zasłaniając jej ciało swoim i dodatkowo wyrywając jej broń z ręki,. Dwa strzały zlewają się w jeden. Padam na ziemię, a po przeciwnej stronie również Wyatt, z dziurą wielkości pięciozłotówki w czole. Przez płynącą w żyłach adrenalinę, nie czuję bólu w lewej nodze, ani w prawym kolanie, na które to upadłem, źle wymierzył i spudłował solidnie. Powoli podnoszę się, nie zwracając uwagi na to iż przez ten postrzał prawie nie mogę ustać. Asia stoi jakby nieobecna w cieniu.
-Asia ... - szepczę i w tym momencie ból powala mnie na kolana.
-Zostaw mnie .. kim jesteś!
-To ja, Adam, nie poznajesz ...
-Skąd mogę mieć pewność ...
-Bo cię kocham głuptasie. - podczołguję się do światła wpadającego przez mały otwór.
-Jezu wszechmogący, to naprawdę ty! CO CIĘ ZATRZYMAŁO! - rzuciła się na mnie. Objąłem ją z całych sił, nie wiedziałem jeszcze co przyniesie nam los. Jak tragiczną drogę nam wyznaczy. -No już, trzeba cię stąd zabrać.
-Dam radę, potrzebuję tylko chwili ...
-BIAŁA FLAGA NA KREMLU! BIAŁA FLAGA! WYGRALIŚMY! SŁYSZYCIE! KONIEC WOJNY! - słyszę w radiu

-Dobra robota wszyscy! Nadać do reszty, wracamy do domu! - włącza się nasz generał.
-I na nas chyba już pora, dasz radę iść? Czy mam cię tym razem ja ponieść?
-Chyba zgłupiałaś! Poradzę sobie sam.
Wychodzimy przed budynek, gdzie zostajemy poniesieni przez moich ludzi. Cieszą się jak dzieciaki, nad głową przelatują nam samoloty Mikołaja, wokół nas latają hełmy. Piękny widok ...

30 lat później. Gdzieś w przestrzeni Zjednoczonej Federacji Planet. USS Yorktown.
-Dałabym wszystko, żeby tylko tata i mama mogli to widzieć - powiedziałam patrząc na pobliską mgławicę.
-Widzą Asiu, widzą.
-Wiem kochanie, tyle ze sobą przeszli, a tata został sam po tej tragedii pod Risą. Myślisz że i my damy radę? - spoglądam na zdjęcie zrobione przed Kremlem tuż po zakończeniu wojny. Oj tato ... uśmiał byś się ...
-Ba, jeszcze pobijemy ich rekord.
-Nic nie jest takie pewne.
-Jest Jimmy, nie przeszkodzi nam nawet twoje nazwisko.
-Kocham cię Joanno Gałecka junior
-Odpuścił byś tego juniora, Jamesie Wyattcie juniorze.
-I kto to mówi ...
-Sam zacząłeś! Sulu kurs na Andorię, warp 7.
-Tak jest pani kapitan

 KONIEC!
  

No nareszcie udało mi się zakończyć całą tą historię. Od teraz przenosimy się na Akademię Floty, którą to już rozpocząłem pisać. Kolejna opowieść będzie jej właściwym finałem, zgodnie z tym co zapowiadałem że koncepcja uległa bardzo radykalnym zmianom. Dowiemy się też jaki los czeka naszych głównych bohaterów. To by było raczej na tyle, dziękuję wam za te 3 lata pomocy a w szczególności 2 osobom : 
1. Joanna Gielec - bez ciebie nie było by tej książki, ani zakończenia. Ba może nawet całej serii! Dalej przydadzą mi się jakieś pomysły jak tu rozwinąć cały ten wątek.
2. Mikołaj"Sabro"Szalbierz - przyjacielu, bez wsparcia technicznego nie dałbym rady i pewnie uzbrojenie było by wymyślone, dzięki jeszcze raz za wszystko.

Na falach Marynarki. Cz. 2

Teoretycznie ten i poprzedni post powinny być napisane w języku angielskim, podobnie jak dialogi Jane Shepard, ale wtedy raczej mało kto by to zrozumiał. O ile poprzednie wstawki po angielsku idzie jeszcze od biedy ogarnąć, to tutaj już była by tragedia. Także taka mała informacja, druga sprawa, wierzcie lub nie, pozostał jeszcze 1 post do końca! 3 lata zajęło mi ukończenia całości, ale opłacało się ;)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kilkanaście minut później, mostek USS John Paul Jones, Morze Czarne.

-Alex! - słyszę wołanie jakby przez mgłę, powoli podnoszę powieki. -Kurwa mać, znowu mostek w strzępach, Shane mnie zatłucze! Raport taktyczny!
-Kaga płonie i ma cholernie spory przechył, Enterprise oberwał w rufę jednym pociskiem i też się pali. - przeraziłem się, jeśli pożar dotarłby do przedziału reaktorów .... - ale oba pożary wydają się być opanowane i żadnego większego zagrożenia nie ma. Zmasowanym ostrzałem zatopiliśmy okręt obcych, nawet nie mieli szans oddać drugiej salwy, szczególnie po pociskach z Iowy.
-Jesteś pewien że był tylko jeden?
-Japońce namierzyły tylko tego.
-Ostatnio były trzy.
-Zapominasz się Alex, cztery. No dobra, trzy w początkowej fazie, plus ten cośmy go z Missouri zatopili.
-Nie czepiaj się szczegółów, ster?
-Uszkodzony, połataliśmy ile się dało, ale i tak wymaga więcej napraw.
-Zapasowy działa?
-Ledwo ledwo.
-Dopłyniemy do obu lotniskowców?
-Na spokojnie.
-Brawo Ord, daj Nagatę
-Nagata, Hopper ty żyjesz?!
-Jak to powiedział mój przyjaciel "pierdyknęło ale nie zabiło"
-O Kadze tego raczej nie powiesz.
-Bez przesady, oryginalny John Paul Jones wyglądał tysiąc razy gorzej zanim poszedł na dno, nie pamiętasz?
-Ale jemu dowaliły te pieprzone kule!
-No już, spokojnie, skupmy się na uratowaniu obu okrętów.
-Masz rację, spory można odłożyć na później.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szlag, znowu mi krótka opowieść wyszła ... no nic, złączy się obie części razem, ale to już jak wrócę do domu. 

środa, 10 października 2018

Na falach Marynarki. Cz.1

4 stycznia 2014. Pokład USS John Paul Jones, okolice Sewastopola, Morze Czarne.

-Bestio, raport, tylko bez żadnych szczegółów! Ostatnio mnie pół godziny maglowałeś pierdołami.
-Uszkodzenie jest całe szczęście tylko powierzchowne, skurkubańcy mieli rację żeby zamontować te dodatkowe płyty pancerza. Pęknięcia w naszym naprawimy w dwie, góra trzy godzinki.
-Maksymalna prędkość?
-Bez zmian.
-No i świetnie, bierz się za naprawy. - upijam łyk kawy i ruszam przed siebie.
-Hopper - słyszę głos zza pleców.
-Co takiego - odwracam się.
-Mam jakieś złe przeczucia, to wszystko za łatwo idzie.
-Bez przesady John, mamy Polaków po swojej stronie, a jak się nauczyłem przez te ostatnie lata, oni są strasznie wyczuleni na punkcie Rosjan, więc ...
-No dobra ale dwie wojny ...
-Nie masz przypadkiem czegoś do roboty? No to jazda! - nie chcę się za bardzo wdawać w dyskusję, bo to się zaraz skończy bójką między nami, a nie dość że Bestia jest silniejszy, to jeszcze nie za bardzo lubi naród Ellie. Udaję się na mostek.
-Kapitan na mostku! - uśmiecham się pod nosem, pamiętam mojego dawnego sternika jako przestraszonego dzieciaka podczas tego ataku obcych w 2010 roku.
-Spocznij Ord, jak tam nasze zapasy?
-Od cholery amunicji, paliwo na 3/4 zbiorników.
-Świetnie - rzucam trzymany plik papierów na stolik obok mojego krzesła.
-Co, Raikes daje ci w kość?
-Żebyś wiedział, dostała dowództwo pancernika i już jej odbija. Duży może więcej ... jasne, tylko chyba zapomniała gdzie się szlifów dorobiła! Jak ty do diabła z nią wytrzymujesz?
-Ty chyba za mało wiesz o niej Alex.
-Pewnie tak, przecież to ty się z nią hajtnąłeś, nie ja.
-Spadaj!
Spokój na mostku burzy jednoczesny wystrzał z dział naszych dwóch pancerników. Pięknie ktoś oberwie, artylerzyści na Iowie i Missouri rzadko pudłują, a podczas tej wojny chyba jeszcze ani razu.
-Co się tam u licha dzieje?! - rzucam w mikrofon.
-Wsparcie ogniowe dla desantu
-Kto autoryzował?
-Kapitan Kielski, cholernie blisko naszych pozycji.
Najwyżej opór musiał być o wiele silniejszy niż się spodziewaliśmy. Nagle radar odzywa się ostrzegawczym piskiem, który do tej pory pamiętam.
-Co jest do kurwy nędzy?
-Nie wiem - odzywa się bosman za konsolą radaru. - coś się na moment pojawiło i nagle znikło
-Znowu go popsułeś?
-A skąd panie poruczni... tfu, kapitanie. Nie mogę się przyzwyczaić.
-Mniejsza o to. Ordy, myślisz o tym samym co ja?
-A żeby cię szlag trafił Hopper i powykręcał
-Oby nie ... zresztą, ostatnim razem mieliśmy trzy niszczyciele i jeden pancernik, a teraz ...
-400 okrętów desantowych, jednostki naziemne, lotniskowiec, 2 pancerniki, krążownik i 14 niszczycieli.
-Akurat tego potrzebowałem najmniej wiedzieć.
-Szkoda tyko że nie ma Nagaty.
-Daj spokój! Awansował, a Japonia jak zwykle się nie wtrąca do wojen, więc ... - radar po raz kolejny odzywa się, tym razem już bardziej przyjaznymi piskami.
-To nie możliwe.
-A jednak, ciekawe kogo przywiało, może te dwie polskie fregaty?
-Za daleko w tyle zostały, nie pierdziel.
-KAPITANIE NIE UWIERZY PAN! - biegnę do monitora.
-Co do kurwy ...
-Hopper, Hopper, dureń jak zawsze, myślałeś że ominę taką przyjemność po raz kolejny?
-Kapitan Nagata, a niech mnie wszyscy diabli. Ale Japonia nie jest w stanie wojny z Rosją!
-Nie aktualne informacje komandorze, nie dalej jak 2 tygodnie temu zestrzeliliśmy kilka bombowców nad Tokio. Cesarz się wkurwił, premier z resztą też i wypowiedzieliśmy im wojnę. A tak btw, od 2 dni "admirale Nagata"
-Nieźle, od wczoraj "kapitanie Hopper", zbyt wiele ominęło cię przez te 4 lata.
-I tak jestem wyższy rangą.
-Spierdalaj!
-Dobra dobra, pogadamy później. Załatwmy najpie... - na naszych oczach pojawia się dokładnie taka sama bańka jak przed 4 laty. - Znowu oni ... to już zaczyna się robić nudne.
-Nagata? To ty?! - włącza się Cora.
-Sierżant Raikes, jak miło. Alex dał ci dojść do mikrofonu?
-Kapitan Raikes żółtku! Pilnuj swojego nosa, bo moje czterystaszóstki zrobią z nim porządek.
-Ouch, nie strasz!
-Kurwa mać - wymyka mi się po polsku - dosyć pierdolenia. 
-Bynajmniej kotku - słyszę głos Ellie zza pleców, odwracam się i widzę jak jej źrenice się rozszerzają. - CO TO KURWA JEST?!
-Potem ci powiem. Nagata, gotów? Cora?
-Jak za starych dobrych czasów, czyż nie admirałku?
-Wtedy waszego niszczyciela szlag trafił.
-SPIERDALAJ! - włączam się w dyskusję. - Zasypać ich ołowiem! Nag, nie daj się tym razem trafić! Bo ci znowu Myoko pójdzie na dno. - w odpowiedzi dostaję tylko syrenę jego okrętu, tak jakby nadawał kodem Morse'a
-Też cię kocham.
-Nadlatują! Pełny ogień p-lot!
-Hopper, manewry unikowe! LECĄ PROSTO NA WAS! - jedno spojrzenie w górę i już wiem że mamy przesrane.
-Za późno Nagata! Spieprzaj stąd!
W tym momencie jeden z pocisków wlatuje przez dach do środka pomieszczenia.
-WSZYSCY SPIEPRZAĆ!
Czuję jak fala podmuchu wpycha mnie w głąb mostka, potem słyszę tylko huk i wszystko znika ... 

Sewastopol

"Theirs not to make reply
Theirs not to reason why
Theirs but to do and die:
Into the valley of Death, 
Rode the six hundred". - Alfred Tennyson
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 stycznia 2014. 19 mil od Sewastopola, pokład załogi, USS Iowa.

Nagła syrena okrętu budzi mnie gwałtownie, wbijając szpile kaca głęboko w mózg. Podrywam się równie szybko na nogi, zapominając o tym że śpię w hamaku zawieszonym nieco nad ziemią, w konsekwencji czego spadam prosto na zimny metal. Hałas słychać bardzo dobrze, szczególnie w małym zamkniętym pomieszczeniu.
-KURRRRRRRRRRWWWWWWAAAAAAA!!!!!!!!!!! - wyrażam głośno swoją opinię o tym kto dowodzi pancernikiem.
-Żyjesz? - pyta Corspa, zaalarmowana hukiem mojego upadku.
-Nie wydaje mi się, ale kawa powinna postawić mnie na nogi, jak zresztą zwykle bywa ...
-Masz szczęście. - podaje mi kubek z parującym płynem. - A teraz gnaj na mostek, kapitan Raikes chce cię widzieć.
Zbieram swoje rzeczy i będąc już w ruchu, zakładam pas z kaburą, Dojście na mostek wymaga wyjścia na główny pokład, może i lepiej dla mnie? Przynajmniej ból trochę ustąpi na świeżym powietrzu. Otwieram pancerne drzwi w momencie w którym główne działa okrętu oddają pełną salwę. Czuję jak mózg dosłownie mi eksploduje, chwytam się z bólu za głowę.
-Wszystko w porządku? - pyta jeden z członków załogi.
-Nie jest dobrze, ale najgorzej też nie.
-Kac?
-I to chyba seryjny bosmanie - odczytuję jego rangę z oznaczenia na rękawie.
-To niech pan gna ile sił w nogach, zostało jeszcze 3 minuty do pełnego przeładowania.
Idąc za poradą podoficera, rzucam się biegiem do nadbudówki okrętu, ledwo co zdołałem się wspiąć po schodach i otworzyć drzwi, a pancernik wystrzelił kolejną salwę w kierunku brzegu.
-FAAAAAAAAAAAAAK! - krzyczę.
-A mnie Cora Raikes, bardzo mi miło.
-Na Boga Raikes, przestań, bo padnę ze śmiechu! - Alex już się przykurczył.
-Kapitanie Hopper, na tym okręcie ja dowodzę, więc przymknij się rzesz!
-Wilczek warczy, a pół roku temu w centrali dowodzenia jeszcze inaczej się zachowywałaś.
-Ale to się zmieniło wraz z moim awansem.
-Moment, moment. "Kapitanie Hopper"? - pytam zdziwiony.
-Ano, przegiąłeś dwa dni temu ciupinkę z gazem i przegapiłeś mój awans. Po za tym już nie wspomnę o twoim pomyśle, by się spakować i lecieć do bazy w Rammstein i tu cytuję "by zajebać tego skurwysyna co uwierzył w śmierć Asi"
-Kurwwaaaaaa! Nic nie pamiętam! Odczep się Alex!
-Tym razem masz farta, ale i tak nie mam dobrych wiadomości. Skurczybyki zamiast odpuścić, to się bronią, USS Stark oberwał rakietą z niszczyciela , mój John Paul Jones, ma dziurę w śródokręciu, a Quincy ... no cóż, dostał idealnie w komory amunicyjne, zatonął w trzy minuty.
-Ilu moich na nim było?
-Około siedemdziesięciu, bez oficerów.
-No pięknie, jeszcze nie dobiliśmy do brzegu a ja już mam straty w ludziach.
-Bez przesady, macie wsparcie w postaci naszej artylerii oraz lotnictwa. - wtrąca Raikes.
-Dobra, dobra, i tak już nie ufam wsparciu marynarki od czasu kiedy to Alex przypieprzył pociskiem zbyt blisko mojego tyłka pod Kołobrzegiem.
-Jaaaaaaasneeee! Ale tego że ocaliłem waszym kaemistom tyłki już nie powiesz? Akurat zbliżał się do nich oddziałek wroga, a że było ciemno jak w tyłku, to przywaliłem nieco za blisko ...
-"Nieco" - wykonuję w powietrzu cudzysłów.
-No, tylko 20 metrów zabrakło.
-Hopper, bo nie wytrzymam zaraz.
-Niech wam będzie! - przerywa nam oczywiście nie kto inny jak Cora. - A teraz jazda, bo połowa sił lądujących już zajęła ci plażę.
-Moment, co?
-Mała zmiana planu. Ktoś u "góry" zlitował się i dorzucił ci jeszcze wypoczętą Drugą Marines do ataku.
-Ja się chyba urżnę, o ile pamiętam, to mają jeszcze ze 20 czołgów.
-Czterdzieści, reforma uzbrojenia dywizji piechoty morskiej.
-To czemu ja jeszcze nie dostałem ani jednego?
-Bo od miesiąca nie jesteście już oficjalnie jednostką Amerykańską, tylko Polską. - aż mnie zamurowało.
-To chyba że tak.
-Pogadali sobie? No to wypad mi z mostka! Działonowy kąt 13, kurs 321, OGNIA! - okręt oddaje salwę w wyznaczonym kierunku, a mój mózg eksploduje po raz kolejny. Pierwszy raz decyduję się nie brać ze sobą karabinu, tylko pistolet. Niczym w Wietnamie, a przynajmniej tak słyszałem, że weterani poprzednich konfliktów tak robili.
-Hey Cap! You crazy? Going into war with you pistol only? - zaskakuje mnie gdzieś z tyłu Jane.
-Że co? Oh bloody ... I'm always forgetting ...
-No worries. Will you answer my question now?
-I just don't care anymore.
-General told me about all of this, I know it's hard for you ...
-Fuck off! You know nothing!
-Even you don't
Aż mi mowę odebrało. Żeby oficer dyskutował z przełożonym ... to już potężne przegięcie
-Listen, you little goddamn readhead! One more like this, and you'll be cleaning toilets for the rest of the war. IS THAT CLEAR LIEUTANANT?!
-Yes sir! - odchodzi do swojej łajby. Czego oni uczą tych młodych? Zakładam hełm i plecak, po czym udaję się do specjalnie zmodyfikowanego M1 Abrams, z którego to mam dowodzić całą operacją. Nie doczekanie! Żeby szeregowi ginęli, podczas gdy dowódca siedzi bezpiecznie pod pancerzem. Po za tym, co znaczy jeden wóz na całą moją jednostkę, normalnie jak katar przy zapaleniu opon mózgowych. Z drugiej strony, przydało by się dostać na ląd "suchą nogą". Wsuwam się przez właz do wnętrza pojazdu.
-Pierwszy raz w czołgu?
-Nie, kilka razy w T-34/85 czy Shermanie już siedziałem, ale w Abramsie nigdy.
-No i to wystarczy, a teraz sio na górę, potrzebuję kogoś do obsługi karabinu maszynowego.
-Się robi! - jak tylko wychylam się przez właz czuję szarpnięcie, natychmiast robi mi się ciemno przed oczami.
-Żyje pan?!
-Główne działo, kierunek 34, odłamkowym w budynek!
-No i to mi się podoba! James, słyszałeś rozkaz.
-Załadowane! - dochodzi dźwięk z wnętrza czołgu.
-OGNIA! - pocisk leci chwilę by po chwili trafić prosto w wymierzone miejsce.
-Prosto w celu. Jeden postanowił pofruwać.
-I bardzo dobrze, nie my zaczynaliśmy tę wojnę.
W krótkim czasie docieramy do brzegu. Od razu zeskakuję na ziemię, po mimo wyraźnych sprzeciwów załogi Abramsa.
-Mamy wyraźny rozkaz!
-Na papierze?
-Oczywiście, inaczej byśmy pana nie wpuścili do środka.
-To podetrzyjcie sobie nim zadki. - rzucam, po czym wyjmuję z kabury mój pistolet i dołączam do swojego oddziału.
-Dawać mi tu radiooperatora!
-Got shot once we landed sir! - melduje mój nowy oficer.
-No rzesz kurwa mać!
-More or less ...
Pozostały nam wyłącznie krótkofalówki, no po prostu świetnie! Nie cierpię takich sytuacji. ale cóż zrobić, trwa wojna, niczego nie można być pewnym, a już szczególnie na pierwszej linii frontu.
-Druga, odbiór, jesteście tam?!
-I nawet się nie ruszamy, ciężki ogień z karabinów maszynowych!
-Czołgi!
-Dwa szlag trafił, reszta stoi wachlarzem jeden przy drugim i nas osłania.
-Czekajcie! Zaraz tam będę! - chowam radio do kieszeni i ruszam w stronę pierwszych zabudowań, nie zważając na to iż wokół mnie świstają kulę, z resztą i tak bardzo nie celne, gdyż grzechoczą po ścianach, lecz wkrótce zaczynają się przybliżać, oj nie doczekanie wasze! Wyważam najbliższe mnie drzwi jakiegoś budynku, kryjąc się za ścianą wywołuję wsparcie ogniowe.
-Iowa, podaję koordynaty, 23.025.34 na 135.026.64, pełny ogień!
-Pojebawszy?! Wiesz jak blisko to walnie?
-To odchyl trochę!
-Wtedy spudłuję!
-TO SIĘ POSTARAJ DO KURWY NĘDZY!
Basowe pojedyncze huknięcia od strony morza świadczą o rozpoczętym ostrzale, odruchowo zwijam się w kłębek, kiedy to nagle przez drzwi wpada nie kto inny jak moja nowa porucznik, co ona u licha tu robi? Moje myśli przerywa gwizd nadlatujących pocisków.
-Get down! - krzyczę i powalam ją na ziemię, przykrywając własnym ciałem.
-What the ...
I właśnie w tym momencie dom po przeciwnej stronie ulicy eksploduje trafiony 846 kilogramami materiału wybuchowego, zamkniętego w pocisku kaliber 406mm. Okna stają się zabójczymi odłamkami latającymi w powietrzu. Czuję jak kilka z nich obciera się o moje plecy i nogi, jakby nie mogły w co innego trafić ...
-You alright? - pytam
-Yeah, thanks. - Jane odwraca się na plecy. - What the hell was that?
-Few shells from Iowa, get back on your feet, we got a mission to do.
-Yes sir!
Wstaję i wyglądam na zewnątrz, no trzeba przyznać, niezłą jatkę zrobiłem. Ale przynajmniej wróg milczy, wyciągam krótkofalówkę i kontaktuję się ze swoimi jednostkami.
-Orzeł do reszty, jest tam kto?
-Wszyscy żyjemy. Czy ciebie pojebało tak blisko strzelać?
-A co, nie pomogłem wam?
-Każdy ma przynajmniej kilka dziur po szrapnelu, co do wroga, nie jestem pewna.
-Corspa do licha, co to znaczy "nie jestem pewna"?
-Niby siedzą cicho, nie podoba mi się to ... nie ważne, ktoś odzyskał siły żeby sobie postrzelać! - rzeczywiście, słyszę jakby pojedyncze strzały z AK-74
-To go rozwal, co dziecko jesteś?!
-Jaki wrażliwy ...
Z wściekłości rzucam swoim radiem o ścianę ocalałego budynku, krótkofalówka roztrzaskuje się na drobne kawałeczki, pewnie "Made in Taiwan", zresztą, ruskie radia, nasze ... wszystkie zrobione w Tajwanie! No i jeszcze wkurwiająca mnie Corspa, z drugiej strony wiem że ma rację, zrobiłem się zbyt wrażliwy po tym wszystkim. Usiadłem na progu domu wpatrując się w odległe sylwetki okrętów.
-You think I know nothing ... - słyszę głos za plecami.
-Shut up ... - nie chcę niczego, a już na pewno nie tłumaczeń. Nagle zostaję gwałtownie odwrócony i dostaję taki cios że lecę ze 2 metry, lądując boleśnie na ścianie pokoju.
-I don't care what the f.. do you think. Either you will listen me or I will kill you. - zamieram widząc wycelowaną we mnie broń, co jest kurwa? Kolejny zdrajca w ekipie? Jakby Małagocki nie wystarczył.
-WHAT?!
-Nothing, just nothing, this war is too much for me - chowa broń do kabury. - Hey, look there! - wskazuje na odległy punkt. Wyciągam moją lornetkę, no autentyko, dziwny kształt, dwie platformy po bokach, długa podłużna wieża na środku ... zaraz zaraz! Alex opowiadał mi kiedyś o czymś takim!
-Sweet mother of god ...
-What?
-Prepare to defense, this shit is about to get real.