czwartek, 11 października 2018

Czy to już koniec?

Finałowa opowieść z okresu III Wojny! Ciekawe ilu z was na to czekało, a ja w końcu znalazłem czas żeby się za to zabrać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

12 kwiecień 2014. Przedmieścia Moskwy, Rosja.

Po Sewastopolu odszedłem z wojska. Miałem tego wszystkiego dosyć, ciągłej walki, niewyspania. Lecz długo nie dane było mi się nacieszyć odpoczynkiem. Podczas mojej nieobecności wojska NATO dotarły aż pod Moskwę i byliśmy blisko od dokonania tego czego nie udało się Napoleonowi czy samemu Adolfowi. Jednak Putin chcąc zachować twarz, pomimo sromotnej porażki, zdecydował się zwołać konferencję pokojową z udziałem mediów. Zaproponował tam najprostsze rozwiązanie problemu, ostatnia walna bitwa, ten kto zdobędzie miasto, wygrywa. Brzmi łatwo, biorąc pod uwagę tempo wycofywania się wojsk przeciwnika, ale jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Każdy budynek, każda ulica została zamieniona w małą fortecę. Konferencja miała miejsce w lutym, od tego czasu nasza szpica wbiła się ledwo na trzy kilometry przedmieść miasta i to ponosząc ciężkie straty! Ponad 300 tysięcy zabitych, drugie tyle rannych, biorąc pod uwagę że takie straty ponieśliśmy w całej kampanii w Polsce, no to cholera rzeczywiście, ostatnią rzeczą jaką mogli zrobić to ściągnąć mnie z "emerytury", za co miałem ochotę pozabijać wszystkich.
"Przeżyć by stoczyć choć jeszcze jeden bój". - Adm. William D. Leahy.
To motto trzymało mnie przy życiu od czasu porwania Asi. Ale gdy teraz miałem walczyć przeciwko tak przygotowanemu przeciwnikowi, cóż mogło to hasło oznaczać ... kolejną wyborczą obietnicę prezydenta Wrony.  Pieprzyć Leahy'ego i jego tekst, ja swoją ostatnią walkę przegrałem w Doniecku.
-Witamy z powrotem kapitanie! - z początku nie mogę rozpoznać kto to przez "maskę" z błota i kurzu.
-Jane ... ale jak ...
-Just this sentence Old Man, don't get used to it.
-What ever you say, just get me to base.
Po przyjeździe na miejsce dostaję proste zdanie, "zorganizuj atak, rozwal wszystko w drobny mak nie zważając na straty, ale Moskwa ma być nasza do wieczora, do kurwy nędzy!". Typowy generał Eisenhower pod naciskiem Pattona i weź tu coś powiedz, nie da rady. Szybka analiza planów i dochodzę do wniosku iż moja misja jest praktycznie niemożliwa do wykonania. Bunkry ze stanowiskami artyleryjskimi, działa przeciwpancerne na każdej ulicy, w piwnicach, zaułkach, do tego dochodzą jeszcze dobrze skupione karabiny maszynowe. Mimo protestów ze strony Corspy, rozkaz nie uległ zmianie, więc zaplanowałem co mogłem, a na swoją jednostkę wziąłem najcięższą robotę. Dawne więzienie NKVD na Łubiance, obecnie pierdolony bunkier nie do zdobycia, przynajmniej przez piechotę. Cztery razy próbowali i nic! Może nam się uda, w końcu jesteśmy oddziałem elitarnym, jaaaaaaaasneeeee! A 75% stanu osobowego to młodzi nie pamiętający początku żołnierze. Jako iż wszystkie nasze czołgi weszły w skład jednostek szturmujących miasto, dostaliśmy jako osłonę Shermany pamiętające jeszcze pierwsze akcje pod Szczecinem, Wrześnią i Warszawą. Niemal każdy nosił ślad po pocisku, czy to z karabinu maszynowego, czy też załataną dziurę po pocisku przeciwpancerny, ba nawet dowódcę wymieniono! Andrzej awansował na podpułkownika i objął dowodzenie 23 Dywizji Pancernej, a my dostaliśmy jakiegoś grzyba ... ale mniejsza o to. Ustawiliśmy się w szeroki wachlarz, kryjąc się za czołgami, pociski dosłownie grzechotały odbijając się od ich pancerzy, kilka rykoszetów trafiło żołnierzy, którzy za bardzo się wychylili zza osłony. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, dopóki nie dotarliśmy do głównego dziedzińca więzienia, tam dopiero rozpętało się piekło. Mianowicie ostrzał z ręcznych granatników przeciwpancernych RPG-7, ledwo co zdołaliśmy schować się za filarami, strzelając na oślep, a czołg za którym poruszałem się jeszcze chwilę temu, dosłownie wyleciał w powietrze, cóż, krótka była kariera tego nowego dowódcy.
-Osz kurwa! Tak bardzo gorącej zabawy nie przewidziałem!
-Dajesz staruszku! Wojna się jeszcze nie skończyła! - słyszę głos Samanthy, która wykopuje najbliższe drzwi prowadzące chyba do wejścia budynku. Prując dalej docieramy do pierwszych pomieszczeń więziennych, skąd uwalniamy naszych wziętych do niewoli jeszcze w pierwszych dniach konfliktu. Docierając jeszcze głębiej, do poziomu -5, otwieramy co raz to więcej pomieszczeń ... widok jest na prawdę druzgocący. Mimo iż w środku są ludzie nam znani, to nie da się ich rozpoznać przez wiszące na nich resztki mundurów.
-Morris?! - aż się zdumiałem widząc kapral uznanego za zmarłego już dawno temu.
-P... porucznik?
-Leż spokojnie nie wstawaj.
-N...nic mi nie jest, niech da mi pan broń, chcę zajebać kilku z X-34. - zamurowało mnie, przecież ta teczka ...
-Moment, ŻE CO?! - moje pytanie zostaje przerwane przez komunikat radiowy.
-Tu Star, obrona wroga przerwana! Panowie! Koniec wojny już bliski! PRUĆ DALEJ!
-To jak, da mi pan spluwę? - pyta kapral
-Masz. - rzucam mu swój pistolet. X-34 mówisz? Jest tu kapitan Gałecka? - czuję jak serce wchodzi na wysokie obroty.
-Ostatni raz widziałem ją trzy dni temu. Cela 24.
Biegnę naprzód nie myśląc o niczym innym jak tylko o tym by ratować Asię. Dwoma strzałami załatwiam zamek w drzwiach, wpadam do środka i nagle czuję zimną lufę pistoletu przy głowei.
-Kurwa mać ...
-Dokładnie tak. Rzuć gnata, nie będzie ci już potrzebny. A teraz stań pod ścianą - widzę jak Wyatt chwyta kogoś pod rękę - przypatrzysz się teraz jak ginie jedyna ważna dla ciebie osoba. - z przerażeniem obserwuję jak lufa obraca się w stronę głowy drugiej osoby. Zanim jednak on pociągnie za spust, do pomieszczenia wbiega Morris, który jednak przegrywa z refleksem Jamesa Wyatta i zarabia dwie kulki. Daje mi to jednak tych kilka cennych sekund, by skoczyć i wytrącić mu broń z ręki, a przede wszystkim odepchnąć Asię, skąd wiem że to ona? Po prostu to czuję. Kilka chwil później tarzaliśmy się już po ziemi, okładając się nawzajem pięściami, co chwila podduszając, do momentu aż on wyciągnął nóż i zrobiło się niebezpiecznie.
-Tracisz siły - ostrze zaczęło się kierować w stronę mojego serca.
-A skąd, śmierdzi ci z pyska! - chwyciłem leżący w pobliżu, luźny kamień z posadzki i zamachnąłem się, celując w jego głowę. Niestety zawadziłem ręką o bark i cios zamiast roztrzaskać mu łeb, ogłusza go tylko na chwilę, wystarczającą, by moja ukochana chwyciła za moją broń.
-Wąż kąsa przed śmiercią.
-Odsuń się od niego! JUŻ
-Może najpierw opowiesz jakie rzeczy robiliśmy przez ostatni miesiąc. - widzę tylko ten błysk w oku przeciwnika i ruch ręką za plecy. Pierwszy strzał Asi idzie nieco za wysoko, zanim wymierzy drugi raz ... rzucam się na nią, zasłaniając jej ciało swoim i dodatkowo wyrywając jej broń z ręki,. Dwa strzały zlewają się w jeden. Padam na ziemię, a po przeciwnej stronie również Wyatt, z dziurą wielkości pięciozłotówki w czole. Przez płynącą w żyłach adrenalinę, nie czuję bólu w lewej nodze, ani w prawym kolanie, na które to upadłem, źle wymierzył i spudłował solidnie. Powoli podnoszę się, nie zwracając uwagi na to iż przez ten postrzał prawie nie mogę ustać. Asia stoi jakby nieobecna w cieniu.
-Asia ... - szepczę i w tym momencie ból powala mnie na kolana.
-Zostaw mnie .. kim jesteś!
-To ja, Adam, nie poznajesz ...
-Skąd mogę mieć pewność ...
-Bo cię kocham głuptasie. - podczołguję się do światła wpadającego przez mały otwór.
-Jezu wszechmogący, to naprawdę ty! CO CIĘ ZATRZYMAŁO! - rzuciła się na mnie. Objąłem ją z całych sił, nie wiedziałem jeszcze co przyniesie nam los. Jak tragiczną drogę nam wyznaczy. -No już, trzeba cię stąd zabrać.
-Dam radę, potrzebuję tylko chwili ...
-BIAŁA FLAGA NA KREMLU! BIAŁA FLAGA! WYGRALIŚMY! SŁYSZYCIE! KONIEC WOJNY! - słyszę w radiu

-Dobra robota wszyscy! Nadać do reszty, wracamy do domu! - włącza się nasz generał.
-I na nas chyba już pora, dasz radę iść? Czy mam cię tym razem ja ponieść?
-Chyba zgłupiałaś! Poradzę sobie sam.
Wychodzimy przed budynek, gdzie zostajemy poniesieni przez moich ludzi. Cieszą się jak dzieciaki, nad głową przelatują nam samoloty Mikołaja, wokół nas latają hełmy. Piękny widok ...

30 lat później. Gdzieś w przestrzeni Zjednoczonej Federacji Planet. USS Yorktown.
-Dałabym wszystko, żeby tylko tata i mama mogli to widzieć - powiedziałam patrząc na pobliską mgławicę.
-Widzą Asiu, widzą.
-Wiem kochanie, tyle ze sobą przeszli, a tata został sam po tej tragedii pod Risą. Myślisz że i my damy radę? - spoglądam na zdjęcie zrobione przed Kremlem tuż po zakończeniu wojny. Oj tato ... uśmiał byś się ...
-Ba, jeszcze pobijemy ich rekord.
-Nic nie jest takie pewne.
-Jest Jimmy, nie przeszkodzi nam nawet twoje nazwisko.
-Kocham cię Joanno Gałecka junior
-Odpuścił byś tego juniora, Jamesie Wyattcie juniorze.
-I kto to mówi ...
-Sam zacząłeś! Sulu kurs na Andorię, warp 7.
-Tak jest pani kapitan

 KONIEC!
  

No nareszcie udało mi się zakończyć całą tą historię. Od teraz przenosimy się na Akademię Floty, którą to już rozpocząłem pisać. Kolejna opowieść będzie jej właściwym finałem, zgodnie z tym co zapowiadałem że koncepcja uległa bardzo radykalnym zmianom. Dowiemy się też jaki los czeka naszych głównych bohaterów. To by było raczej na tyle, dziękuję wam za te 3 lata pomocy a w szczególności 2 osobom : 
1. Joanna Gielec - bez ciebie nie było by tej książki, ani zakończenia. Ba może nawet całej serii! Dalej przydadzą mi się jakieś pomysły jak tu rozwinąć cały ten wątek.
2. Mikołaj"Sabro"Szalbierz - przyjacielu, bez wsparcia technicznego nie dałbym rady i pewnie uzbrojenie było by wymyślone, dzięki jeszcze raz za wszystko.

Na falach Marynarki. Cz. 2

Teoretycznie ten i poprzedni post powinny być napisane w języku angielskim, podobnie jak dialogi Jane Shepard, ale wtedy raczej mało kto by to zrozumiał. O ile poprzednie wstawki po angielsku idzie jeszcze od biedy ogarnąć, to tutaj już była by tragedia. Także taka mała informacja, druga sprawa, wierzcie lub nie, pozostał jeszcze 1 post do końca! 3 lata zajęło mi ukończenia całości, ale opłacało się ;)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kilkanaście minut później, mostek USS John Paul Jones, Morze Czarne.

-Alex! - słyszę wołanie jakby przez mgłę, powoli podnoszę powieki. -Kurwa mać, znowu mostek w strzępach, Shane mnie zatłucze! Raport taktyczny!
-Kaga płonie i ma cholernie spory przechył, Enterprise oberwał w rufę jednym pociskiem i też się pali. - przeraziłem się, jeśli pożar dotarłby do przedziału reaktorów .... - ale oba pożary wydają się być opanowane i żadnego większego zagrożenia nie ma. Zmasowanym ostrzałem zatopiliśmy okręt obcych, nawet nie mieli szans oddać drugiej salwy, szczególnie po pociskach z Iowy.
-Jesteś pewien że był tylko jeden?
-Japońce namierzyły tylko tego.
-Ostatnio były trzy.
-Zapominasz się Alex, cztery. No dobra, trzy w początkowej fazie, plus ten cośmy go z Missouri zatopili.
-Nie czepiaj się szczegółów, ster?
-Uszkodzony, połataliśmy ile się dało, ale i tak wymaga więcej napraw.
-Zapasowy działa?
-Ledwo ledwo.
-Dopłyniemy do obu lotniskowców?
-Na spokojnie.
-Brawo Ord, daj Nagatę
-Nagata, Hopper ty żyjesz?!
-Jak to powiedział mój przyjaciel "pierdyknęło ale nie zabiło"
-O Kadze tego raczej nie powiesz.
-Bez przesady, oryginalny John Paul Jones wyglądał tysiąc razy gorzej zanim poszedł na dno, nie pamiętasz?
-Ale jemu dowaliły te pieprzone kule!
-No już, spokojnie, skupmy się na uratowaniu obu okrętów.
-Masz rację, spory można odłożyć na później.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szlag, znowu mi krótka opowieść wyszła ... no nic, złączy się obie części razem, ale to już jak wrócę do domu. 

środa, 10 października 2018

Na falach Marynarki. Cz.1

4 stycznia 2014. Pokład USS John Paul Jones, okolice Sewastopola, Morze Czarne.

-Bestio, raport, tylko bez żadnych szczegółów! Ostatnio mnie pół godziny maglowałeś pierdołami.
-Uszkodzenie jest całe szczęście tylko powierzchowne, skurkubańcy mieli rację żeby zamontować te dodatkowe płyty pancerza. Pęknięcia w naszym naprawimy w dwie, góra trzy godzinki.
-Maksymalna prędkość?
-Bez zmian.
-No i świetnie, bierz się za naprawy. - upijam łyk kawy i ruszam przed siebie.
-Hopper - słyszę głos zza pleców.
-Co takiego - odwracam się.
-Mam jakieś złe przeczucia, to wszystko za łatwo idzie.
-Bez przesady John, mamy Polaków po swojej stronie, a jak się nauczyłem przez te ostatnie lata, oni są strasznie wyczuleni na punkcie Rosjan, więc ...
-No dobra ale dwie wojny ...
-Nie masz przypadkiem czegoś do roboty? No to jazda! - nie chcę się za bardzo wdawać w dyskusję, bo to się zaraz skończy bójką między nami, a nie dość że Bestia jest silniejszy, to jeszcze nie za bardzo lubi naród Ellie. Udaję się na mostek.
-Kapitan na mostku! - uśmiecham się pod nosem, pamiętam mojego dawnego sternika jako przestraszonego dzieciaka podczas tego ataku obcych w 2010 roku.
-Spocznij Ord, jak tam nasze zapasy?
-Od cholery amunicji, paliwo na 3/4 zbiorników.
-Świetnie - rzucam trzymany plik papierów na stolik obok mojego krzesła.
-Co, Raikes daje ci w kość?
-Żebyś wiedział, dostała dowództwo pancernika i już jej odbija. Duży może więcej ... jasne, tylko chyba zapomniała gdzie się szlifów dorobiła! Jak ty do diabła z nią wytrzymujesz?
-Ty chyba za mało wiesz o niej Alex.
-Pewnie tak, przecież to ty się z nią hajtnąłeś, nie ja.
-Spadaj!
Spokój na mostku burzy jednoczesny wystrzał z dział naszych dwóch pancerników. Pięknie ktoś oberwie, artylerzyści na Iowie i Missouri rzadko pudłują, a podczas tej wojny chyba jeszcze ani razu.
-Co się tam u licha dzieje?! - rzucam w mikrofon.
-Wsparcie ogniowe dla desantu
-Kto autoryzował?
-Kapitan Kielski, cholernie blisko naszych pozycji.
Najwyżej opór musiał być o wiele silniejszy niż się spodziewaliśmy. Nagle radar odzywa się ostrzegawczym piskiem, który do tej pory pamiętam.
-Co jest do kurwy nędzy?
-Nie wiem - odzywa się bosman za konsolą radaru. - coś się na moment pojawiło i nagle znikło
-Znowu go popsułeś?
-A skąd panie poruczni... tfu, kapitanie. Nie mogę się przyzwyczaić.
-Mniejsza o to. Ordy, myślisz o tym samym co ja?
-A żeby cię szlag trafił Hopper i powykręcał
-Oby nie ... zresztą, ostatnim razem mieliśmy trzy niszczyciele i jeden pancernik, a teraz ...
-400 okrętów desantowych, jednostki naziemne, lotniskowiec, 2 pancerniki, krążownik i 14 niszczycieli.
-Akurat tego potrzebowałem najmniej wiedzieć.
-Szkoda tyko że nie ma Nagaty.
-Daj spokój! Awansował, a Japonia jak zwykle się nie wtrąca do wojen, więc ... - radar po raz kolejny odzywa się, tym razem już bardziej przyjaznymi piskami.
-To nie możliwe.
-A jednak, ciekawe kogo przywiało, może te dwie polskie fregaty?
-Za daleko w tyle zostały, nie pierdziel.
-KAPITANIE NIE UWIERZY PAN! - biegnę do monitora.
-Co do kurwy ...
-Hopper, Hopper, dureń jak zawsze, myślałeś że ominę taką przyjemność po raz kolejny?
-Kapitan Nagata, a niech mnie wszyscy diabli. Ale Japonia nie jest w stanie wojny z Rosją!
-Nie aktualne informacje komandorze, nie dalej jak 2 tygodnie temu zestrzeliliśmy kilka bombowców nad Tokio. Cesarz się wkurwił, premier z resztą też i wypowiedzieliśmy im wojnę. A tak btw, od 2 dni "admirale Nagata"
-Nieźle, od wczoraj "kapitanie Hopper", zbyt wiele ominęło cię przez te 4 lata.
-I tak jestem wyższy rangą.
-Spierdalaj!
-Dobra dobra, pogadamy później. Załatwmy najpie... - na naszych oczach pojawia się dokładnie taka sama bańka jak przed 4 laty. - Znowu oni ... to już zaczyna się robić nudne.
-Nagata? To ty?! - włącza się Cora.
-Sierżant Raikes, jak miło. Alex dał ci dojść do mikrofonu?
-Kapitan Raikes żółtku! Pilnuj swojego nosa, bo moje czterystaszóstki zrobią z nim porządek.
-Ouch, nie strasz!
-Kurwa mać - wymyka mi się po polsku - dosyć pierdolenia. 
-Bynajmniej kotku - słyszę głos Ellie zza pleców, odwracam się i widzę jak jej źrenice się rozszerzają. - CO TO KURWA JEST?!
-Potem ci powiem. Nagata, gotów? Cora?
-Jak za starych dobrych czasów, czyż nie admirałku?
-Wtedy waszego niszczyciela szlag trafił.
-SPIERDALAJ! - włączam się w dyskusję. - Zasypać ich ołowiem! Nag, nie daj się tym razem trafić! Bo ci znowu Myoko pójdzie na dno. - w odpowiedzi dostaję tylko syrenę jego okrętu, tak jakby nadawał kodem Morse'a
-Też cię kocham.
-Nadlatują! Pełny ogień p-lot!
-Hopper, manewry unikowe! LECĄ PROSTO NA WAS! - jedno spojrzenie w górę i już wiem że mamy przesrane.
-Za późno Nagata! Spieprzaj stąd!
W tym momencie jeden z pocisków wlatuje przez dach do środka pomieszczenia.
-WSZYSCY SPIEPRZAĆ!
Czuję jak fala podmuchu wpycha mnie w głąb mostka, potem słyszę tylko huk i wszystko znika ... 

Sewastopol

"Theirs not to make reply
Theirs not to reason why
Theirs but to do and die:
Into the valley of Death, 
Rode the six hundred". - Alfred Tennyson
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 stycznia 2014. 19 mil od Sewastopola, pokład załogi, USS Iowa.

Nagła syrena okrętu budzi mnie gwałtownie, wbijając szpile kaca głęboko w mózg. Podrywam się równie szybko na nogi, zapominając o tym że śpię w hamaku zawieszonym nieco nad ziemią, w konsekwencji czego spadam prosto na zimny metal. Hałas słychać bardzo dobrze, szczególnie w małym zamkniętym pomieszczeniu.
-KURRRRRRRRRRWWWWWWAAAAAAA!!!!!!!!!!! - wyrażam głośno swoją opinię o tym kto dowodzi pancernikiem.
-Żyjesz? - pyta Corspa, zaalarmowana hukiem mojego upadku.
-Nie wydaje mi się, ale kawa powinna postawić mnie na nogi, jak zresztą zwykle bywa ...
-Masz szczęście. - podaje mi kubek z parującym płynem. - A teraz gnaj na mostek, kapitan Raikes chce cię widzieć.
Zbieram swoje rzeczy i będąc już w ruchu, zakładam pas z kaburą, Dojście na mostek wymaga wyjścia na główny pokład, może i lepiej dla mnie? Przynajmniej ból trochę ustąpi na świeżym powietrzu. Otwieram pancerne drzwi w momencie w którym główne działa okrętu oddają pełną salwę. Czuję jak mózg dosłownie mi eksploduje, chwytam się z bólu za głowę.
-Wszystko w porządku? - pyta jeden z członków załogi.
-Nie jest dobrze, ale najgorzej też nie.
-Kac?
-I to chyba seryjny bosmanie - odczytuję jego rangę z oznaczenia na rękawie.
-To niech pan gna ile sił w nogach, zostało jeszcze 3 minuty do pełnego przeładowania.
Idąc za poradą podoficera, rzucam się biegiem do nadbudówki okrętu, ledwo co zdołałem się wspiąć po schodach i otworzyć drzwi, a pancernik wystrzelił kolejną salwę w kierunku brzegu.
-FAAAAAAAAAAAAAK! - krzyczę.
-A mnie Cora Raikes, bardzo mi miło.
-Na Boga Raikes, przestań, bo padnę ze śmiechu! - Alex już się przykurczył.
-Kapitanie Hopper, na tym okręcie ja dowodzę, więc przymknij się rzesz!
-Wilczek warczy, a pół roku temu w centrali dowodzenia jeszcze inaczej się zachowywałaś.
-Ale to się zmieniło wraz z moim awansem.
-Moment, moment. "Kapitanie Hopper"? - pytam zdziwiony.
-Ano, przegiąłeś dwa dni temu ciupinkę z gazem i przegapiłeś mój awans. Po za tym już nie wspomnę o twoim pomyśle, by się spakować i lecieć do bazy w Rammstein i tu cytuję "by zajebać tego skurwysyna co uwierzył w śmierć Asi"
-Kurwwaaaaaa! Nic nie pamiętam! Odczep się Alex!
-Tym razem masz farta, ale i tak nie mam dobrych wiadomości. Skurczybyki zamiast odpuścić, to się bronią, USS Stark oberwał rakietą z niszczyciela , mój John Paul Jones, ma dziurę w śródokręciu, a Quincy ... no cóż, dostał idealnie w komory amunicyjne, zatonął w trzy minuty.
-Ilu moich na nim było?
-Około siedemdziesięciu, bez oficerów.
-No pięknie, jeszcze nie dobiliśmy do brzegu a ja już mam straty w ludziach.
-Bez przesady, macie wsparcie w postaci naszej artylerii oraz lotnictwa. - wtrąca Raikes.
-Dobra, dobra, i tak już nie ufam wsparciu marynarki od czasu kiedy to Alex przypieprzył pociskiem zbyt blisko mojego tyłka pod Kołobrzegiem.
-Jaaaaaaasneeee! Ale tego że ocaliłem waszym kaemistom tyłki już nie powiesz? Akurat zbliżał się do nich oddziałek wroga, a że było ciemno jak w tyłku, to przywaliłem nieco za blisko ...
-"Nieco" - wykonuję w powietrzu cudzysłów.
-No, tylko 20 metrów zabrakło.
-Hopper, bo nie wytrzymam zaraz.
-Niech wam będzie! - przerywa nam oczywiście nie kto inny jak Cora. - A teraz jazda, bo połowa sił lądujących już zajęła ci plażę.
-Moment, co?
-Mała zmiana planu. Ktoś u "góry" zlitował się i dorzucił ci jeszcze wypoczętą Drugą Marines do ataku.
-Ja się chyba urżnę, o ile pamiętam, to mają jeszcze ze 20 czołgów.
-Czterdzieści, reforma uzbrojenia dywizji piechoty morskiej.
-To czemu ja jeszcze nie dostałem ani jednego?
-Bo od miesiąca nie jesteście już oficjalnie jednostką Amerykańską, tylko Polską. - aż mnie zamurowało.
-To chyba że tak.
-Pogadali sobie? No to wypad mi z mostka! Działonowy kąt 13, kurs 321, OGNIA! - okręt oddaje salwę w wyznaczonym kierunku, a mój mózg eksploduje po raz kolejny. Pierwszy raz decyduję się nie brać ze sobą karabinu, tylko pistolet. Niczym w Wietnamie, a przynajmniej tak słyszałem, że weterani poprzednich konfliktów tak robili.
-Hey Cap! You crazy? Going into war with you pistol only? - zaskakuje mnie gdzieś z tyłu Jane.
-Że co? Oh bloody ... I'm always forgetting ...
-No worries. Will you answer my question now?
-I just don't care anymore.
-General told me about all of this, I know it's hard for you ...
-Fuck off! You know nothing!
-Even you don't
Aż mi mowę odebrało. Żeby oficer dyskutował z przełożonym ... to już potężne przegięcie
-Listen, you little goddamn readhead! One more like this, and you'll be cleaning toilets for the rest of the war. IS THAT CLEAR LIEUTANANT?!
-Yes sir! - odchodzi do swojej łajby. Czego oni uczą tych młodych? Zakładam hełm i plecak, po czym udaję się do specjalnie zmodyfikowanego M1 Abrams, z którego to mam dowodzić całą operacją. Nie doczekanie! Żeby szeregowi ginęli, podczas gdy dowódca siedzi bezpiecznie pod pancerzem. Po za tym, co znaczy jeden wóz na całą moją jednostkę, normalnie jak katar przy zapaleniu opon mózgowych. Z drugiej strony, przydało by się dostać na ląd "suchą nogą". Wsuwam się przez właz do wnętrza pojazdu.
-Pierwszy raz w czołgu?
-Nie, kilka razy w T-34/85 czy Shermanie już siedziałem, ale w Abramsie nigdy.
-No i to wystarczy, a teraz sio na górę, potrzebuję kogoś do obsługi karabinu maszynowego.
-Się robi! - jak tylko wychylam się przez właz czuję szarpnięcie, natychmiast robi mi się ciemno przed oczami.
-Żyje pan?!
-Główne działo, kierunek 34, odłamkowym w budynek!
-No i to mi się podoba! James, słyszałeś rozkaz.
-Załadowane! - dochodzi dźwięk z wnętrza czołgu.
-OGNIA! - pocisk leci chwilę by po chwili trafić prosto w wymierzone miejsce.
-Prosto w celu. Jeden postanowił pofruwać.
-I bardzo dobrze, nie my zaczynaliśmy tę wojnę.
W krótkim czasie docieramy do brzegu. Od razu zeskakuję na ziemię, po mimo wyraźnych sprzeciwów załogi Abramsa.
-Mamy wyraźny rozkaz!
-Na papierze?
-Oczywiście, inaczej byśmy pana nie wpuścili do środka.
-To podetrzyjcie sobie nim zadki. - rzucam, po czym wyjmuję z kabury mój pistolet i dołączam do swojego oddziału.
-Dawać mi tu radiooperatora!
-Got shot once we landed sir! - melduje mój nowy oficer.
-No rzesz kurwa mać!
-More or less ...
Pozostały nam wyłącznie krótkofalówki, no po prostu świetnie! Nie cierpię takich sytuacji. ale cóż zrobić, trwa wojna, niczego nie można być pewnym, a już szczególnie na pierwszej linii frontu.
-Druga, odbiór, jesteście tam?!
-I nawet się nie ruszamy, ciężki ogień z karabinów maszynowych!
-Czołgi!
-Dwa szlag trafił, reszta stoi wachlarzem jeden przy drugim i nas osłania.
-Czekajcie! Zaraz tam będę! - chowam radio do kieszeni i ruszam w stronę pierwszych zabudowań, nie zważając na to iż wokół mnie świstają kulę, z resztą i tak bardzo nie celne, gdyż grzechoczą po ścianach, lecz wkrótce zaczynają się przybliżać, oj nie doczekanie wasze! Wyważam najbliższe mnie drzwi jakiegoś budynku, kryjąc się za ścianą wywołuję wsparcie ogniowe.
-Iowa, podaję koordynaty, 23.025.34 na 135.026.64, pełny ogień!
-Pojebawszy?! Wiesz jak blisko to walnie?
-To odchyl trochę!
-Wtedy spudłuję!
-TO SIĘ POSTARAJ DO KURWY NĘDZY!
Basowe pojedyncze huknięcia od strony morza świadczą o rozpoczętym ostrzale, odruchowo zwijam się w kłębek, kiedy to nagle przez drzwi wpada nie kto inny jak moja nowa porucznik, co ona u licha tu robi? Moje myśli przerywa gwizd nadlatujących pocisków.
-Get down! - krzyczę i powalam ją na ziemię, przykrywając własnym ciałem.
-What the ...
I właśnie w tym momencie dom po przeciwnej stronie ulicy eksploduje trafiony 846 kilogramami materiału wybuchowego, zamkniętego w pocisku kaliber 406mm. Okna stają się zabójczymi odłamkami latającymi w powietrzu. Czuję jak kilka z nich obciera się o moje plecy i nogi, jakby nie mogły w co innego trafić ...
-You alright? - pytam
-Yeah, thanks. - Jane odwraca się na plecy. - What the hell was that?
-Few shells from Iowa, get back on your feet, we got a mission to do.
-Yes sir!
Wstaję i wyglądam na zewnątrz, no trzeba przyznać, niezłą jatkę zrobiłem. Ale przynajmniej wróg milczy, wyciągam krótkofalówkę i kontaktuję się ze swoimi jednostkami.
-Orzeł do reszty, jest tam kto?
-Wszyscy żyjemy. Czy ciebie pojebało tak blisko strzelać?
-A co, nie pomogłem wam?
-Każdy ma przynajmniej kilka dziur po szrapnelu, co do wroga, nie jestem pewna.
-Corspa do licha, co to znaczy "nie jestem pewna"?
-Niby siedzą cicho, nie podoba mi się to ... nie ważne, ktoś odzyskał siły żeby sobie postrzelać! - rzeczywiście, słyszę jakby pojedyncze strzały z AK-74
-To go rozwal, co dziecko jesteś?!
-Jaki wrażliwy ...
Z wściekłości rzucam swoim radiem o ścianę ocalałego budynku, krótkofalówka roztrzaskuje się na drobne kawałeczki, pewnie "Made in Taiwan", zresztą, ruskie radia, nasze ... wszystkie zrobione w Tajwanie! No i jeszcze wkurwiająca mnie Corspa, z drugiej strony wiem że ma rację, zrobiłem się zbyt wrażliwy po tym wszystkim. Usiadłem na progu domu wpatrując się w odległe sylwetki okrętów.
-You think I know nothing ... - słyszę głos za plecami.
-Shut up ... - nie chcę niczego, a już na pewno nie tłumaczeń. Nagle zostaję gwałtownie odwrócony i dostaję taki cios że lecę ze 2 metry, lądując boleśnie na ścianie pokoju.
-I don't care what the f.. do you think. Either you will listen me or I will kill you. - zamieram widząc wycelowaną we mnie broń, co jest kurwa? Kolejny zdrajca w ekipie? Jakby Małagocki nie wystarczył.
-WHAT?!
-Nothing, just nothing, this war is too much for me - chowa broń do kabury. - Hey, look there! - wskazuje na odległy punkt. Wyciągam moją lornetkę, no autentyko, dziwny kształt, dwie platformy po bokach, długa podłużna wieża na środku ... zaraz zaraz! Alex opowiadał mi kiedyś o czymś takim!
-Sweet mother of god ...
-What?
-Prepare to defense, this shit is about to get real.



piątek, 23 marca 2018

"She's dead ..."

24 grudnia 2013. Donieck, Ukraina.

Budzę się z kolejnym od kilku dni kacem mordercą. Co innego mogłem zrobić? Strzelić sobie w łeb? Cóż, rozważałem i tą opcję, ale gdy tylko wypadło mi z hełmu zdjęcie małej ... skierowałem swoje kroki w kierunku baru i tam urwał mi się film. Od wczoraj trwa kolejne zawieszenie broni, tym razem na święta, co ciekawe wydano zgodę na to, żeby obie strony mogły przekroczyć linię frontu, oczywiście bez broni i to po wpisaniu na specjalną listę ... tak na wszelki wypadek.
-Żyjesz? - podnoszę głowę. Wielki błąd! Ból atakuje ze zdwojoną siłą.
-Ellie, co cię tutaj przygnało co?
-Sprawy służbowe do ciebie, ale widzę że nie jesteś w najlepszym stanie, ba! Co ja plotę, jesteś wrakiem.
-O przepraszam bardzo, jak myślisz, co Alex zrobiłby po twojej śmierci?
-Na pewno nie zalewałby pały przez ostatni tydzień. - mówi, wchodząc wspomniany.
-Mów za siebie Hopper! Ja inaczej nie potrafię, albo to, albo samobój.
-Sranie w banię, masz jeszcze córkę.
-I dlatego wybrałem tą drugą opcję, no dobra co chcieliście?
-Ucieczka od tematu nigdy nie jest dobrym pomysłem - wtrąca Eliza.
-Pilnuj swojego nosa Ellie!
-Jakbym tego cały czas nie robiła ...
-To nie wpieprzaj się w nie swoje życie! Gadaj co chcesz zanim wyrzucę was ze śladem swojego obcasa na tyłku.
-Planujemy atak na Krym, atak z dwóch stron. Piechota i czołgi zajmują mosty od strony lądowej, a ty desantujesz się w okolicy Sewastopola i nacierasz na miasto. Jak zajmiesz port, wyokrętujemy 101 Spadochronową.
-A co z 2 Marines?
-Ląduje po was.
-Świetnie ... ŻE NIBY JAK JA DO KURWY NĘDZY MAM W POJEDYNKĘ ZAJĄĆ TĄ PIEPRZONĄ METROPOLIĘ?! Bez czołgów?!
-Tak samo jak udało ci się odbić Tomaszów.
-Dostałem tam w dupę jak cholera, w okrążeniu.
-Ale wygraliście!
-Bo mieliśmy pod koniec czołgi i możliwość ataku z TRZECH STRON! A tutaj zanim one dotrą, miną ze trzy dni, a ja mam tylko kilka godzin na zajęcie miasta podobnego do Warszawy ...
-Nie przesadzaj, dasz radę ... po za tym, wszyscy wieją jak nie wiem co, nawet na morzu nie ma już do czego postrzelać. Wykryjesz niszczyciel, łódź podwodną czy krążownik, a ci podkulają rufę i spieprzają jak najdalej od nas.
-A co z tych ich lotniskowcem?
-"Kuźniecowem"? Rozsypał się przy naszym wybrzeżu, wysłali prośbę o pomoc, to dostaliśmy rozkaz internowania go.
-A jak tam "Kościuszko"? Prawdę mówiąc zacząłem już tęsknić za tą kupą złomu.
-Daje jeszcze radę, ale już raczej długo nie pociągnie. Shane przekierował go do osłony tylnej flanki wraz z "Pułaskim"
-Ale przecież ma ulepszone turbiny!
-No i co z tego, jak kadłub to szmelc, przecież to już prawie 60 lat od jego wodowania.
-Bez jaj, jeszcze przeżyje waszego niszczyciela, zobaczycie!
-Akurat ... za wiele to nie różnicie się od siebie, dwa wraki - zaczyna Ellie.
-Odjeb się ode mnie bo nie zdźerżę i przypieprzę w ten wredny pysk!
-Ellie, on ma rację. Leżącego się nie kopie, jak to wy Polacy mówicie.
-A wiesz co jeszcze mówimy? - zaciskam pięści gotów przyłożyć Alexowi.
-Co?
-Chuj ci w sam środek dupska! - wtrąca Eliza po raz kolejny.
-No nie wytrzymam zaraz!
Dokładnie ten moment wybierają sobie Dimitrij i Mikołaj, żeby wejść do środka. Po ich chodzie widać że oboje są już trochę wstawieni.
-SZCZĘŚLIWYCH ŚWIĄT! - wrzeszczą od progu.
-Ile żeście wypili? - Alexa aż odrzuciło do tyłu.
-Nic, ot ze dwa kieliszki.
-Odpierdol się od mojego nazwiska co?! - krzyczę, będąc już nieco wcześniej rozjuszonym.
-A ty co taki wrażliwy co?
-Nie widać? Kac-morderca co serca nie ma ...
-A ja myślałem że raczej co innego cię trawi.
-Spieprzaj Miko, nikt mi Gwiazdki nie zepsuje!
Nagle głośniki odzywają się charakterystycznym skrzekiem.
-Kapitan Kielski do dowódcy! - głowa mi zaraz eksploduje od takiego gówna. Chwytam za krótkofalówkę i puszczam trwającą ponad 2 minuty "wiązankę" zakończoną chyba jedynym zdaniem nadającym się do druku :
-I nauczcie się nie budzić umierających, bo się tam osobiście do was wybiorę i nogi z dupy powyrywam!
-Zrozumiano ... przepraszam.
-No może będzie wreszcie spokój ... co się tak patrzycie?
-Wiesz kto siedzi dzisiaj w radiowęźle? - pyta Eliza
-Nie mam pojęcia.
-Jeszcze się nie domyślasz? Pewien kontradmirał nie ma za wiele roboty ostatnim czasem.
-Opierdoliłem Shane'a?
-Wiszę ci flaszkę, już dawno chciałem to zrobić. - Alex ledwo co wypowiada poszczególne słowa pomiędzy salwami śmiechu.
-Tylko się bałeś co? Ehhhh ... ilu ja to generałów, pułkowników i majorów ochrzaniłem od początku wojny co?
-Ze dwudziestu będzie ... tyle pamiętam z ostatnich opowieści u ciebie w domu.
-Nie licząc sierżanta Webbera w Benning to się zgadza, cóż ... idę do starego, zobaczę czego ode mnie chce.
Zbieram się powoli z łóżka, przez chwilę szukając ubrań ... by po chwili zdać sobie sprawę że mam je na sobie. Ubieram kurtkę i ruszam do budynku dowództwa, do przejścia i tak mam spory kawałek.

W tym samym czasie. Więzienie Łubianka, Moskwa, Rosja.
-Zaufaj mi Asiu, chcę żeby to skończyło się jak najszybciej. Podaj mi nazwiska dowódców waszych jednostek, oprócz Adama oczywiście, dla niego mam coś specjalnego. - widzę jak podchodzi z gumową rurą. Pierdolić wszystkie szkolenia CIA z przesłuchań ... to przechodzi ludzkie pojęcie ... jednak nie wiem co powoduje we mnie taką, a nie inną odpowiedź.
-Pierdol się!
-Nie chcesz po prośbie, to będzie bolało. - dostaję pierwszy z wielu ciosów w plecy.
-Nigdy ze mnie nic nie wyciągniesz, a tym bardziej z niego!
-A z ciebie? Przecież Adam złapał się na tą sztuczkę z listą. Dla nich oficjalnie nie żyjesz - kilka kolejnych uderzeń spada na mnie. Adam ... proszę ... gdzie ty do cholery jesteś ... zabiję cię ...
-Spierdalaj!
-Co tylko chcesz kotku. - ostatni cios w głowę pozbawia mnie przytomności ... Adam ... błaga....

20 minut później. Donieck, Ukraina.
Uhhh, za stary na to jestem, albo mi autentycznie kondycja wysiada. Ale czego ja się spodziewam po tygodniu chlania ... zdyszany wchodzę do środka.
-Kapitan Kielski do generała Eisenhowera.
-Chwileczkę ... - widzę jak adiutant łapie za telefon i wybiera numer. - kapitan Kielski  ... cholera wie, z tego co widzę to ledwo żyje ... ma czekać czy na górę go ... dobra dobra ... Niech pan poczeka w pokoju obok, generał już idzie.
Rzeczywiście, Arnie jest dość szybki, ledwo co zdążyłem usiąść w fotelu, a już wszedł do pomieszczenia.
-O co ci chodzi co?
-Whoa! Take it easy! Najpierw sprawy służbowe, masz tu rozkaz ataku na Sewastopol i nowy przydział oficera. Porucznik Jane Shepard, młodsza siostra tego Johna z Normandii ...
-Zaraz, zaraz, nie potrzebuję nikogo nowego!
-Decyzja przyszła wczoraj wieczorem. Kapitan Joanna Gałecka zostaje uznana za K.I.A (zabitą/martwą na służbie. Wiadomo dla kogo :) ) po odnalezieniu teczki z "ostatnich badań" w laboratorium X-34 przez 1 Dywizję Marines, do której to zmarła należała. Decyzja wchodzi w życie ze skutkiem natychmiastowym.-POJEBAŁO ICH?! - zrywam się z krzesła, które efektownie leci kilka dobrych metrów w tył.
-Mi też się to nie podoba, ale jedyny trop jaki mamy prowadzi właśnie w tym kierunku. Po za tym nie mamy dowodu że ona żyje.
-A brak ciała?
-Mogli rozpuścić w kwasie.
-Teraz to ciebie popierdoliło i to zdrowo!
-Nie unoś się ...
-W dupie to mam. Ta lista to największy szwindel od czasów 11 września.
-Ty się od 9/11 odpierdol! Z rozkazem dowództwa nie będę dyskutował, a już na pewno nie z Benem Hodgesem!
-Bo nie masz dość jaj! Ile ci brakuje do niego co? Jedna gwiazdka my ass!
-A co niby miałem zrobić?
-Podrzeć ten rozkaz i podetrzeć sobie nim tyłek?
-Niezły pomysł, a co potem bym powiedział?
-Że pies ci zjadł, daj mi już spokój! - kieruję się do wyjścia.
-Nie chcesz poznać nowego oficera? - odpowiadam wysoko uniesionym środkowym palcem. No i w pizdu i się doczekałem spokojnego końca wojny! A mogłem wcześniej zrezygnować i wrócić do Stanów, ale nie, chciałem odbić Polskę ... gdybym wiedział jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić ... nie da się wszystkiego przewidzieć. Swoje kroki kieruję w stronę baru oficerskiego, po godzinie odnajduje mnie tam moja "ekipa", wraz z Dimitrijem Kożedubem. ba! Nawet sam admirał Shane się pofatygował!
-Schlałeś się znowu? - pyta Kinga.
-Wypraszam sobie, jeszcze niczego nie tknąłem!
-Akurat! Po tygodniu przebywania tutaj i ciągłego picia? Coś ci nie wierzę.
-To się przekonaj ... jakoś nie miałem siły, szczególnie po tym co usłyszałem ...
-No właśnie, czego chciał stary? Tak nagle wparował mi do radiowęzła i rzucił kartkę, którą kazał przeczytać, po czym wyszedł taki jakiś poddenerwowany, co nawet mnie zdziwiło - mówi Shane. Zapanowała jakaś taka dziwna cisza, wszyscy byliśmy zaskoczeni "grzecznością" admirała. - No co? Człowiek nie może zmienić się na lepsze?
-No nie wiem adm... - zaczyna Alex
-Hopper siedź cicho. Sam masz za sobą nie zbyt ciekawą przeszłość i jakoś się wybiłeś.
-Cóż ma pan rację, ale to wszystko przez starcie z obcymi,
-No dobra, to czego chciał Ike? - pyta Corspa.
-Nic wielkiego, atakujemy Sewastopol po Nowym Roku, dostaliśmy nowego oficera ... - głos zaczyna mi drżeć.
-Oj coś ukrywasz.
-A co niby mam powiedzieć? Że nasze "dowództwo" uznało Asię za martwą?! Że nigdy jej już nie zobaczę?! - łzy same napływają mi do oczu.
-O rzesz ty w mordę krokodyla, nie mówisz chyba poważnie ... uwierzyli w tą stertę bzdur na tej karteczce?!
-Powiedzieli że nie ma innych dowodów.
-Ale przecież reszta nazwisk była tak bardzo absurdalna, że nawet głupi by się połapał!
-Da, nigdy nasi w fałszowaniu dobrzy nie byli - rzuca Dimitrij.
-Nic już z tym nie zrobisz. Wiesz kto podpisał ten "rozkaz"? - wykonuję cudzysłów w powietrzu. - Ben Hodges.
-Fiuuuuuuuuuu! No to rzeczywiście, nie zrobimy nic. Nawet nie zbijesz go argumentem że nie był na froncie i nie wie jak to jest. Irak i Afganistan zaliczył jako dowódca 2 Armi Sojuszniczej.
-No właśnie, chociaż z wielką chęcią bym mu teraz przyłożył.
-Jak każdy z nas.
-Ale nigdy raczej nie będziemy mieli okazji. Napijmy się u licha, bo na sucho raczej tego nie przetrawimy - Alex unosi swoją szklankę. - Za najdzielniejszą osobę jaką znałem.
-Za kapitan Gałecką, najlepszego zastępcę dowódcy jakiego znałem z opowieści. - wznosi swój toast Shane.
-Za najlepszą przyjaciółkę - mówi Corspa.
-Za miłość życia ... która już nie wróci ... - unoszę swojego drinka.
 

środa, 14 marca 2018

Donieck

OSTRZEŻENIE!!!!!! Epizod bardzo długi i raczej nic się do końca nie zmieni, a zaufajcie mi, to już niedługo :) Parę rzeczy mi się w życiu popierniczyło ... z dwojga złego, lepsze to że teraz mam trochę więcej czasu na pisanie .... anyway, czytajcie, bo zaszczelem :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

18 grudnia 2013. 2km od przypuszczalnej lokalizacji laboratorium X-34, Donieck, Ukraina.


-Plan jest prostu, wpieprzamy się drzwiami i oknami, przejmujemy budynek, a potem się martwimy. - próbuję przekrzyczeć huk wirników naszego śmigłowca.
-Pomysł może i dobry, gorzej z wykonaniem. - słyszę głos Madeline w słuchawkach. Rzeczywiście, niebo nad miastem jest rozświetlone tysiącami pocisków z działek przeciwlotniczych. Jednak nasz mały skrawek wydaje się niemożliwe, ale jednak.
-Spokojnie Maddie, przelecisz przez kilka pierwszych, reszta wygląda lepiej.
-Miko miał rację, ty na prawdę oszalałeś!
-Myślisz że on nie zrobiłby tego samego gdyby chodziło o ciebie? - milczenie jest wymowną odpowiedzią. Załogi wrogiej obrony przeciwlotniczej nadal nie zmieniły celu i strzelały "Panu Bogu w okno", aż ciekawe ...
-Dwie minuty do lądowania! Sprawdzić sprzęt!
Przed nami wyłania się ogromny budynek, cholera na zdjęciach, wydawał się o wiele mniejszy ...
-Tu Gibbs, odbijamy na miasto, powodzenia Adam.
-Nie dziękuję.
Śmigłowce załadowane po brzegi spadochroniarzami ze 101 Dywizji odlatują w prawo, w ten największy ogień artylerii. Dopiero teraz widać kunszt pilotów, którzy lawirują między pociskami smugowymi, niektórym jednak nie udaje się wyminąć krzyżowego ognia dwóch czy trzech baterii, co nie dziwi nikogo ...
-TRZYDZIEŚCI SEKUND! PODPIĄĆ SIĘ DO LIN! - Po otwarciu drzwi śmigłowca wiatr niemalże zrywa mi hełm z głowy, dzięki czemu orientuję się że po tych kilku miesiącach, nasze oporządzenie jest w tragicznym stanie.
-W porządku?
-Pasek się poluzował, do diabła z tym g... - w tej chwili jakaś zbłąkana kula uderza prosto w jego środek, aż mnie zamroczyło. - ROZWALIĆ TYCH SKURWIELI!
-Ależ tam nikogo nie ma!
-Nie interesuje mnie to! Rozwalić cokolwiek, wybór celu wolny!
 Nasze podwieszane bronie wypluwają z siebie rakiety i pociski, demolując wnętrze budynku obok naszego głównego celu.
-Tak trzymać! Maddie, jeśli zauważysz coś na dole, rozwal to w trzy dupy!
-Jasne jak słońce, przygotować się! JAZDA!
Biorę linę to ręki i opuszczam się do wysokości ostatniego piętra, po czym rozhuśtywując się wpadam do środka, wybijając okno. Podnosząc się szybko z ziemi podrywam swój karabin celując ... no właśnie .... w pustkę.
-Kurwa, spóźniliśmy się ...
-Przestań pieprzyć Corspa! Ona musi gdzieś tu być! Dywizja, przeszukać budynek, podziemia, wszystko! - rzucam w radio. Wszystkie meldunki są podobne, oprócz ostatniego, nadanego przez Kingę.
-Czysto kapitanie, nawet flaszek nie zostawili.
-Adam, parter. lepiej zejdź tu szybko.
Zbiegam, niemalże lecąc nad schodami i potykając się co chwilę, myśląc o najgorszym ...
-GDZIE ONA JEST?!
-Nie ma tu nikogo, musieli dopiero co odlecieć, co gorsza nie zostawili żadnego śladu ... tylko to ... - podaje mi teczkę z papierami w środku. Patrzę na okładkę, starając się odczytać cokolwiek ... i gdzie teraz jest słownik kiedy go najbardziej potrzebuję?
-Jak to szło ... Ekspedie ... wróć nie w tą stronę, Espe ... też nie .. Eksperymenta ... - i nagle doznaję olśnienia - O KURWA! EKSPERYMENTY! - rozrywam sznurowanie, pierwsza strona, pierwsza rubryka "martwi", pierwsza kolumna ... natychmiast poczułem znajomy chłód i ciemność przed oczami.
Joanna Gałecka, kapitan, porwana z 1 Dywizji Piechoty Morskiej.
-Kurwa mać ... to nie może być prawda ....
-Adam ... tak mi przykro ...
-SPIERDALAAAAAAAAAJ! Ona żyje! CZUJĘ TO! SŁYSZYSZ! - niemalże chwytam Kingę za gardło ... ale po chwili się uspokajam, kiedy to słyszę głos Madeline w słuchawkach.
-Adam, złe wieści. Walą na was przynajmniej trzy bataliony piechoty i cała pieprzona 25 Strzelców, macie około 20 minut na wzięcie dupy w troki
-Nic z tego, utrzymamy się tutaj.
-Jak chcesz, dla nas to trochę za gorąco, wynosimy się stąd.
Przełączam szybko kanał na zakodowany, by wróg nie mógł nas podsłuchiwać, co już kilka razy ponoć się przytrafiło po moim odejściu ...
-Dywizja, zająć pozycje defensywne, wali na nas pół pieprzonej armii!!
Ledwo skończyliśmy przygotowania, a już na teren ośrodka zdołał wejść pierwszy batalion.
-Kapitanie? - słyszę głos Sam.
-Jeszcze nie, poczekaj aż wejdą wszystkie trzy.
-A ta druga jednostka?
-Pierdolić ich, tak łatwo nas nie wykurzą.
-Drugi wszedł, jeszcze chwila i nas odkryją.
-Spokojnie Sam ... na mój znak odpalisz ładunki.
-JEST I TRZECI!
-Porucznik Traynor ... TERAZ!
Kilka głuchych wybuchów i wylatujących w powietrze ciał, świadczy o detonacji ładunków. Wróg jest zaskoczony, miota się po całym placu, stanowiąc idealny cel dla naszych karabinów.
-A teraz. - spluwam i cytuję tekst dość popularniej kreskówki - NAPIERDALAĆ!
Dziesięć tysięcy karabinów różnego typu, otwiera ogień do kłębiących się na dole sylwetek. Żeby ich lepiej widzieć Corspa wystrzeliwuje flarę, wtedy nasz ogień jest co raz to bardziej skuteczny. Po 20 minutach wszystko cichnie, resztki ocalałych wycofują się za bramę ośrodka. Siadam ciężko na podłodze zdejmując hełm.
-Nie było najgorzej co? - pyta Kinga siadając obok. Patrzę na nią wymownym wzrokiem, co powoduje, że natychmiast odsuwa się pod przeciwną ścianę. Wyciągam z kieszeni swój pamiętnik i zaczynam przeglądać swoje zapiski ... cholera, niezły film by z tego wyszedł ... Oj Asia, Asia ... dlaczego akurat ty, dlaczego teraz ... moje przemyślenia przerywa krzyk z dachu.
-ADAM! Nie spodoba ci się to, wali na nas cała dywizja pancerna! - czy Corspa, chce mi doszczętnie zniszczyć słuch?
-Że co?!
-JAJCO! Czołgi, transportery ... co mam jeszcze mówić?!
-A co mnie to, rozpieprzymy je w drobny mak.
-Niby z czego?! Tymi naszymi zabaweczkami tylko ich porysujemy!
-Tak? A co powiesz na to? - ściągam plecak z którego wyciągam kilka świśniętych fazerów z naszej zbrojowni - na dłuższą metę nie podziałają, ale kilka chyba rozpieprzymy.
-Dawno już z czegoś podobnego nie strzelałam, chyba jeszcze pamiętam jak się to robi.
Rozdajemy broń tylu naszym, dla ilu starczy, wtedy uświadamiam sobie, jak bardzo jesteśmy w dupie. Nawet jeśli zatrzymamy pierwszy atak, to wykończą nas z odległości, a jeszcze nie mamy wsparcia z powietrza! Pierwsze czołgi wkraczają wyważając bramę  i taranując płot, skubańcy nawet nie celują, tylko walą na oślep, przyrzekłbym, że jeden pocisk musnął mi właśnie włosy ...
-ROZWALIĆ TYCH SKURWIELI! - rzucam w mikrofon. Słychać tylko charakterystyczne długie odgłosy fazerów, dwa prowadzące czołgi stają natychmiast w płomieniach, lecz to za mało. Cholera ... no to mamy zdrowo przeje ....
-NOŻNI, GŁOWY NISKO! Przybyła kawaleria! - słyszę głos Mikołaja
-CO TAK DŁUGO DO JASNEJ CHOLERY?!
-A próbowałeś kiedyś zebrać 200 A-10 i dwa pułki myśliwców w mniej niż godzinę, przy takiej chujowej pogodzie?
-Skończ pierdolić i rozwal gnojków!
-Się robi!
Widzę jak samoloty ustawiają się w idealnym rzędzie i obniżają lot, potem słychać tylko "brrrrrrrrrrt", a kadłub T-72 dosłownie rozjarza się na pomarańczowo, podobnie kilkanaście następnych maszyn. Reszta ucieka w popłochu, mając minimum 50 Thunderboltów nad sobą. W powietrzu zaczyna się roić od samolotów, gdyż przyleciały maszyny wroga.
-Adam pieronie! Żałuj że cię tu nie ma! - odzywa się Miko.
-A nu, żałuj - włącza się Kożedub.
-Przymknij się Dimitrij i skup na walce!
-Wot jaki niecierpliwy! - mimowolnie uśmiecham się pod nosem.
-Tu Gibbs, ostatni budynek opanowany, Adam co u ciebie? ...
Wiem że muszę mu to powiedzieć, ale jeśli to zrobię ... służbista bierze górę nad uczuciami ... coś do czego nigdy nie chciałem dopuścić okazuje się prawdą.
-Obiekt opuszczony, poszukiwany figuruje na liście martwych, przejąłem pełną listę, jest też paru naszych. - łzy same cisną mi się do oczu.
-Zrozumiano. wezwijcie helikoptery i wracajcie do bazy ... nie tak to miało wyglądać ...
-Co ty nie powiesz, nie melduj tego, błagam cię.
-Nie mam wyjścia jeśli lista jest oficjalna ...
-Jethro, ja cię proszę.
-Jeżeli ja tego nie zrobię to kto inny już tak.
-SZLAG BY CIĘ TRAFIŁ! - rzucam radiem o ścianę z taką siłą, że roztrzaskuje się na małe kawałeczki.
-Adam? - słyszę głos Corspy. - Spójrz na mnie, proszę cię.
-Czego chcesz co?
-To jeszcze nie koniec.
-Dla mnie już tak.
-Ale dla nas nie. Znajdziemy ją.
-Tylko kiedy ....



 

poniedziałek, 26 lutego 2018

Akcja ratunkowa

17 grudnia 2013. Kijów, Ukraina

-JAK TO KURWA PORWALI?!
-Ciszej Adam, ja cię błagam - Mikołaj trzyma się za głowę
-DO KURWY NĘDZY NIE MÓW MI CO JA MAM ROBIĆ
-Łeb mi zaraz wypieprzy, przymkniesz się czy nie?! Ałć ...
-Sam widzisz, a teraz się przymknij i myśl co robić
-A skąd mam wiedzieć?
Wtem przybiega Gibbs, widać że złapał lekką zadyszkę po drodze
-Adam! Lecisz z nami!
-Jeszcze czego, następnego pojebało, nigdzie się nie wybieram!
-Tu o Asię właśnie chodzi! Jeden z tych skurwieli wyłapał kulkę ode mnie ... - nie daję mu skończyć.
-Gdzie on jest?! ZAJEBIĘ SKURWYSYNA!
-Spokojnie! Martwy na nic ci się nie przyda!
-WALIĆ TO! -na te słowa dostaję natychmiastowego strzała z "plaskacza"
-Już? Uspokoiłeś się?
-Chyba tak, dzięki. - rzeczywiście, emocje trochę ucichły - To teraz możesz wreszcie powiedzieć o co ci chodzi?
-Gnojek zaczął gadać o jakimś tajnym laboratorium X34, specjalizującym się w dość brutalnych eksperymentach, co ciekawe, założonym jeszcze za Breżniewa, oficjalnie zamknięte po przejęciu władzy przez Putina, ale cholera ich tam wie. To jak, lecisz z nami do Doniecka?
-Jasne. Daj mi zebrać ekipę, bo mogę się założyć, że każdy chce urwać im jaj przy samej dupie.
-To skombinuj sobie helikopter i pilota, bo ja mam tylko jedno miejsce.
-Pilota już mam - spoglądam w stronę Mikołaja.
-Teraz to cię popieprzyło, możesz mnie pocałować w sam środek dupy. Nie lecę!
-Też cię kocham stary, masz pół godziny na zebranie się i załatwienie maszyny.
-Spierdalaj.
-No coś ty, jakoś nie mam ochoty.
-Nie polecę, nie ma mowy.
-A w mordę chcesz?! - zbliżam się do niego z zaciśniętymi pięściami.
-No dawaj! - podrywa się
Zostajemy powstrzymanie przez dawno nie widzianą przeze mnie Madeline.
-Spokojnie Miko, ja polecę.
-Po moim trupie.
-Za późno, lecę i już! Spróbuj zaprotestować a zobaczysz! - śmiać mi się chce jak nie wiem co.
-Fuck this shit, I'm out! Rób co chcesz.
Zbieram się z budynku zajętego przez nas i przekształconego w dowództwo 101 Spadochronowej i udaję się w stronę swojej dywizji.  Raźno maszerują, cholera, dawno czegoś takiego nie widziałem, aż szkoda że muszę trochę ten szyk rozbić ...
-Corspa, Kinga, Andrzej! Do mnie!
-Co jest?!
-Lecimy po Asię, zbierać się! Macie 10 minut, widzimy się na lądowisku.
Sam idę pobrać sprzęt, amunicję i zapasy. Lock and load, jak to mówią, nikt nie będzie nam tu podskakiwał. Niemalże po kilku minutach jestem już na miejscu. Pierwsze co mi się rzuca w oczy to o wiele większa liczba śmigłowców niż pierwotnie planowano.
-Gibbs, co to u licha jest?
-Pamiętasz "Black Hawk Down"?
-Oszalałeś?! WIESZ JAK TO SIĘ SKOŃCZYŁO?!
-Zgadnij kto tam był, więc tak, bardzo dobrze znam zakończenie tej całej akcji. Po za tym, podziękuj swojej dywizji, bo to oni chcieli lecieć, bez rozkazu z góry, po prostu usłyszeli o tym i ruszyli na same słowa o odbiciu Asi ... - nie słucham dalszych  wyjaśnień, idę w stronę mojego helikoptera.
-Sam?! Co ty tu u licha robisz? - pytam zaskoczony.
-Nie zatrzymają mnie doktorki, a tym bardziej moja psychika. Muszę odreagować i zastrzelić kilku drani.
-Wszystkich was powaliło, wiecie o tym? - uśmiecham się szeroko
-A ciebie nie? Pakujesz się w gówno po same uszy bez nas? Nie doczekanie twoje, za dużo przeszliśmy jako drużyna, żebyś teraz był sam. - mówi Corspa
-Ja was po wojnie chyba zatłukę.
-Też cię kochamy!
-Dość gadania, w drogę! - wykonuję obrót ręką nad głową, zamykam drzwi, po czym wznosimy się w powietrze.