środa, 10 października 2018

Sewastopol

"Theirs not to make reply
Theirs not to reason why
Theirs but to do and die:
Into the valley of Death, 
Rode the six hundred". - Alfred Tennyson
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 stycznia 2014. 19 mil od Sewastopola, pokład załogi, USS Iowa.

Nagła syrena okrętu budzi mnie gwałtownie, wbijając szpile kaca głęboko w mózg. Podrywam się równie szybko na nogi, zapominając o tym że śpię w hamaku zawieszonym nieco nad ziemią, w konsekwencji czego spadam prosto na zimny metal. Hałas słychać bardzo dobrze, szczególnie w małym zamkniętym pomieszczeniu.
-KURRRRRRRRRRWWWWWWAAAAAAA!!!!!!!!!!! - wyrażam głośno swoją opinię o tym kto dowodzi pancernikiem.
-Żyjesz? - pyta Corspa, zaalarmowana hukiem mojego upadku.
-Nie wydaje mi się, ale kawa powinna postawić mnie na nogi, jak zresztą zwykle bywa ...
-Masz szczęście. - podaje mi kubek z parującym płynem. - A teraz gnaj na mostek, kapitan Raikes chce cię widzieć.
Zbieram swoje rzeczy i będąc już w ruchu, zakładam pas z kaburą, Dojście na mostek wymaga wyjścia na główny pokład, może i lepiej dla mnie? Przynajmniej ból trochę ustąpi na świeżym powietrzu. Otwieram pancerne drzwi w momencie w którym główne działa okrętu oddają pełną salwę. Czuję jak mózg dosłownie mi eksploduje, chwytam się z bólu za głowę.
-Wszystko w porządku? - pyta jeden z członków załogi.
-Nie jest dobrze, ale najgorzej też nie.
-Kac?
-I to chyba seryjny bosmanie - odczytuję jego rangę z oznaczenia na rękawie.
-To niech pan gna ile sił w nogach, zostało jeszcze 3 minuty do pełnego przeładowania.
Idąc za poradą podoficera, rzucam się biegiem do nadbudówki okrętu, ledwo co zdołałem się wspiąć po schodach i otworzyć drzwi, a pancernik wystrzelił kolejną salwę w kierunku brzegu.
-FAAAAAAAAAAAAAK! - krzyczę.
-A mnie Cora Raikes, bardzo mi miło.
-Na Boga Raikes, przestań, bo padnę ze śmiechu! - Alex już się przykurczył.
-Kapitanie Hopper, na tym okręcie ja dowodzę, więc przymknij się rzesz!
-Wilczek warczy, a pół roku temu w centrali dowodzenia jeszcze inaczej się zachowywałaś.
-Ale to się zmieniło wraz z moim awansem.
-Moment, moment. "Kapitanie Hopper"? - pytam zdziwiony.
-Ano, przegiąłeś dwa dni temu ciupinkę z gazem i przegapiłeś mój awans. Po za tym już nie wspomnę o twoim pomyśle, by się spakować i lecieć do bazy w Rammstein i tu cytuję "by zajebać tego skurwysyna co uwierzył w śmierć Asi"
-Kurwwaaaaaa! Nic nie pamiętam! Odczep się Alex!
-Tym razem masz farta, ale i tak nie mam dobrych wiadomości. Skurczybyki zamiast odpuścić, to się bronią, USS Stark oberwał rakietą z niszczyciela , mój John Paul Jones, ma dziurę w śródokręciu, a Quincy ... no cóż, dostał idealnie w komory amunicyjne, zatonął w trzy minuty.
-Ilu moich na nim było?
-Około siedemdziesięciu, bez oficerów.
-No pięknie, jeszcze nie dobiliśmy do brzegu a ja już mam straty w ludziach.
-Bez przesady, macie wsparcie w postaci naszej artylerii oraz lotnictwa. - wtrąca Raikes.
-Dobra, dobra, i tak już nie ufam wsparciu marynarki od czasu kiedy to Alex przypieprzył pociskiem zbyt blisko mojego tyłka pod Kołobrzegiem.
-Jaaaaaaasneeee! Ale tego że ocaliłem waszym kaemistom tyłki już nie powiesz? Akurat zbliżał się do nich oddziałek wroga, a że było ciemno jak w tyłku, to przywaliłem nieco za blisko ...
-"Nieco" - wykonuję w powietrzu cudzysłów.
-No, tylko 20 metrów zabrakło.
-Hopper, bo nie wytrzymam zaraz.
-Niech wam będzie! - przerywa nam oczywiście nie kto inny jak Cora. - A teraz jazda, bo połowa sił lądujących już zajęła ci plażę.
-Moment, co?
-Mała zmiana planu. Ktoś u "góry" zlitował się i dorzucił ci jeszcze wypoczętą Drugą Marines do ataku.
-Ja się chyba urżnę, o ile pamiętam, to mają jeszcze ze 20 czołgów.
-Czterdzieści, reforma uzbrojenia dywizji piechoty morskiej.
-To czemu ja jeszcze nie dostałem ani jednego?
-Bo od miesiąca nie jesteście już oficjalnie jednostką Amerykańską, tylko Polską. - aż mnie zamurowało.
-To chyba że tak.
-Pogadali sobie? No to wypad mi z mostka! Działonowy kąt 13, kurs 321, OGNIA! - okręt oddaje salwę w wyznaczonym kierunku, a mój mózg eksploduje po raz kolejny. Pierwszy raz decyduję się nie brać ze sobą karabinu, tylko pistolet. Niczym w Wietnamie, a przynajmniej tak słyszałem, że weterani poprzednich konfliktów tak robili.
-Hey Cap! You crazy? Going into war with you pistol only? - zaskakuje mnie gdzieś z tyłu Jane.
-Że co? Oh bloody ... I'm always forgetting ...
-No worries. Will you answer my question now?
-I just don't care anymore.
-General told me about all of this, I know it's hard for you ...
-Fuck off! You know nothing!
-Even you don't
Aż mi mowę odebrało. Żeby oficer dyskutował z przełożonym ... to już potężne przegięcie
-Listen, you little goddamn readhead! One more like this, and you'll be cleaning toilets for the rest of the war. IS THAT CLEAR LIEUTANANT?!
-Yes sir! - odchodzi do swojej łajby. Czego oni uczą tych młodych? Zakładam hełm i plecak, po czym udaję się do specjalnie zmodyfikowanego M1 Abrams, z którego to mam dowodzić całą operacją. Nie doczekanie! Żeby szeregowi ginęli, podczas gdy dowódca siedzi bezpiecznie pod pancerzem. Po za tym, co znaczy jeden wóz na całą moją jednostkę, normalnie jak katar przy zapaleniu opon mózgowych. Z drugiej strony, przydało by się dostać na ląd "suchą nogą". Wsuwam się przez właz do wnętrza pojazdu.
-Pierwszy raz w czołgu?
-Nie, kilka razy w T-34/85 czy Shermanie już siedziałem, ale w Abramsie nigdy.
-No i to wystarczy, a teraz sio na górę, potrzebuję kogoś do obsługi karabinu maszynowego.
-Się robi! - jak tylko wychylam się przez właz czuję szarpnięcie, natychmiast robi mi się ciemno przed oczami.
-Żyje pan?!
-Główne działo, kierunek 34, odłamkowym w budynek!
-No i to mi się podoba! James, słyszałeś rozkaz.
-Załadowane! - dochodzi dźwięk z wnętrza czołgu.
-OGNIA! - pocisk leci chwilę by po chwili trafić prosto w wymierzone miejsce.
-Prosto w celu. Jeden postanowił pofruwać.
-I bardzo dobrze, nie my zaczynaliśmy tę wojnę.
W krótkim czasie docieramy do brzegu. Od razu zeskakuję na ziemię, po mimo wyraźnych sprzeciwów załogi Abramsa.
-Mamy wyraźny rozkaz!
-Na papierze?
-Oczywiście, inaczej byśmy pana nie wpuścili do środka.
-To podetrzyjcie sobie nim zadki. - rzucam, po czym wyjmuję z kabury mój pistolet i dołączam do swojego oddziału.
-Dawać mi tu radiooperatora!
-Got shot once we landed sir! - melduje mój nowy oficer.
-No rzesz kurwa mać!
-More or less ...
Pozostały nam wyłącznie krótkofalówki, no po prostu świetnie! Nie cierpię takich sytuacji. ale cóż zrobić, trwa wojna, niczego nie można być pewnym, a już szczególnie na pierwszej linii frontu.
-Druga, odbiór, jesteście tam?!
-I nawet się nie ruszamy, ciężki ogień z karabinów maszynowych!
-Czołgi!
-Dwa szlag trafił, reszta stoi wachlarzem jeden przy drugim i nas osłania.
-Czekajcie! Zaraz tam będę! - chowam radio do kieszeni i ruszam w stronę pierwszych zabudowań, nie zważając na to iż wokół mnie świstają kulę, z resztą i tak bardzo nie celne, gdyż grzechoczą po ścianach, lecz wkrótce zaczynają się przybliżać, oj nie doczekanie wasze! Wyważam najbliższe mnie drzwi jakiegoś budynku, kryjąc się za ścianą wywołuję wsparcie ogniowe.
-Iowa, podaję koordynaty, 23.025.34 na 135.026.64, pełny ogień!
-Pojebawszy?! Wiesz jak blisko to walnie?
-To odchyl trochę!
-Wtedy spudłuję!
-TO SIĘ POSTARAJ DO KURWY NĘDZY!
Basowe pojedyncze huknięcia od strony morza świadczą o rozpoczętym ostrzale, odruchowo zwijam się w kłębek, kiedy to nagle przez drzwi wpada nie kto inny jak moja nowa porucznik, co ona u licha tu robi? Moje myśli przerywa gwizd nadlatujących pocisków.
-Get down! - krzyczę i powalam ją na ziemię, przykrywając własnym ciałem.
-What the ...
I właśnie w tym momencie dom po przeciwnej stronie ulicy eksploduje trafiony 846 kilogramami materiału wybuchowego, zamkniętego w pocisku kaliber 406mm. Okna stają się zabójczymi odłamkami latającymi w powietrzu. Czuję jak kilka z nich obciera się o moje plecy i nogi, jakby nie mogły w co innego trafić ...
-You alright? - pytam
-Yeah, thanks. - Jane odwraca się na plecy. - What the hell was that?
-Few shells from Iowa, get back on your feet, we got a mission to do.
-Yes sir!
Wstaję i wyglądam na zewnątrz, no trzeba przyznać, niezłą jatkę zrobiłem. Ale przynajmniej wróg milczy, wyciągam krótkofalówkę i kontaktuję się ze swoimi jednostkami.
-Orzeł do reszty, jest tam kto?
-Wszyscy żyjemy. Czy ciebie pojebało tak blisko strzelać?
-A co, nie pomogłem wam?
-Każdy ma przynajmniej kilka dziur po szrapnelu, co do wroga, nie jestem pewna.
-Corspa do licha, co to znaczy "nie jestem pewna"?
-Niby siedzą cicho, nie podoba mi się to ... nie ważne, ktoś odzyskał siły żeby sobie postrzelać! - rzeczywiście, słyszę jakby pojedyncze strzały z AK-74
-To go rozwal, co dziecko jesteś?!
-Jaki wrażliwy ...
Z wściekłości rzucam swoim radiem o ścianę ocalałego budynku, krótkofalówka roztrzaskuje się na drobne kawałeczki, pewnie "Made in Taiwan", zresztą, ruskie radia, nasze ... wszystkie zrobione w Tajwanie! No i jeszcze wkurwiająca mnie Corspa, z drugiej strony wiem że ma rację, zrobiłem się zbyt wrażliwy po tym wszystkim. Usiadłem na progu domu wpatrując się w odległe sylwetki okrętów.
-You think I know nothing ... - słyszę głos za plecami.
-Shut up ... - nie chcę niczego, a już na pewno nie tłumaczeń. Nagle zostaję gwałtownie odwrócony i dostaję taki cios że lecę ze 2 metry, lądując boleśnie na ścianie pokoju.
-I don't care what the f.. do you think. Either you will listen me or I will kill you. - zamieram widząc wycelowaną we mnie broń, co jest kurwa? Kolejny zdrajca w ekipie? Jakby Małagocki nie wystarczył.
-WHAT?!
-Nothing, just nothing, this war is too much for me - chowa broń do kabury. - Hey, look there! - wskazuje na odległy punkt. Wyciągam moją lornetkę, no autentyko, dziwny kształt, dwie platformy po bokach, długa podłużna wieża na środku ... zaraz zaraz! Alex opowiadał mi kiedyś o czymś takim!
-Sweet mother of god ...
-What?
-Prepare to defense, this shit is about to get real.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz