wtorek, 14 czerwca 2016

Kontratak

11 sierpnia 2013. Kołobrzeg, Polska

Ruscy walą tonami, powoli kończy nam się amunicja. Cholera, nie myślałem że to się tak skończy. Wystrzeliwując ostatni pocisk myślę o Asi, o naszym dziecku. Muszę wrócić! Na całe szczęście amerykańscy pancerniacy i piechociarze przybywają w samą porę. Sabro i jego lotnicy również, wszyscy już na P-51. Było tak blisko. Mam tego dosyć! Niech ta cholerna wojna się wreszcie skończy! Amerykanie przejmują od nas linię obrony. My zaś wracamy do obozu. Nasze straty są minimalne. Dwóch poległych oraz przestrzelona ręka Kingi. Ci dwaj szeregowcy głupio zginęli. Wyskoczyli z okopów chcąc pomóc zestrzelonemu pilotowi. Pech chciał że akurat przeciwnicy przeładowali karabin maszynowy ... no i obydwoje poszli do świętego Pietra.
-Boże ... żyjesz!
-A co miałem paść trupem? - pytam nieco zaskoczony.
-Nie to chciałam powiedzieć, po prostu bałam się o ciebie.
-No nie powiem, było blisko.
-Weź mnie nie strasz. Tak przy okazji, dostałam urlop do czasu porodu. Pojutrze wyjeżdżam. - zaskoczyła mnie tym. No ale cóż. Lepiej żeby była bezpieczna, niż żeby trafił ją ruski pocisk.
-Pojutrze? A dokąd?
-Do Miami, moja siostra Agnieszka zajmie się mną i naszym dzieckiem. Nie bój się, wrócę do ciebie.
-Kocham cię. - przyciągam ją do siebie i całuję. W tej sytuacji zastaje nas Mikołaj.
-Upssss, chyba nie w porę przyszedłem. - mówi, zamykając oczy i powoli wycofując się z namiotu. Asia się tylko uśmiecha.
-Nie Sabro, nie przeszkadzasz nam. Jakąś ważną sprawę masz do Adama?
-Dość ważną.
-To ja nie będę wam przeszkadzać, idę się pakować. - wychodząc z namiotu posyła mi uśmiech.
-Dobra czego chcesz staruszku? - pytam
-Słuchaj ... czy ekipie Johna Sheparda i Jima Kirka można zaufać?
-Jasne! O ile dobrze pamiętam, są legendami we własnych uniwersach.
-To będziemy mieć niezłe wsparcie z orbity.
-Dokładnie.
Wracam do swojego namiotu, ściągam buty i kładę się na łóżku. Spod poduszki wyciągam swojego smartfona. Otwieram zdjęcia i zaczynam je przeglądać do momentu aż trafiam na nasze wspólne zdjęcie. Boże - myślę - to było może rok ... nie dwa lata temu, a teraz siedzimy razem w bagnie. Chowam telefon pod poduszkę, zamykam oczy i prawie natychmiast zasypiam.

2 komentarze:

  1. Wyjeżdża? Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie...

    OdpowiedzUsuń