23 sierpnia 2013. Miami, Floryda, USA.
Obudziłem się ja zwykle dość wcześnie. Zaspany schodzę na dół, do kuchni. Otwieram drzwi lodówki. Co by tu zrobić ... nie mam zbyt dużego wyboru. A co mi tam! Wyjmuję kilka jajek, masło, czosnek i bekon. Jak się umie jedną rzecz gotować to trzeba to wykorzystać. Sięgam po patelnie, nakładam masło i zaczynam kroić czosnek.
-OSZ KUR.... - wyrywa mi się. Ssąc palec idę po plaster. Po pół roku walki zapomniałem jak się kroi. Szlag by to trafił.
-Nic ci nie jest? - pyta Asia.
-Nie, tylko zaciąłem się w palec.
-No już marine, pokaż to. Uuuu, no nieźle. Będziesz miał symetryczną bliznę na drugim palcu.
-No, to zostało mi tylko 8 nie naruszonych - zażartowałem.
Oboje wiedzieliśmy że to mój ostatni dzień w Stanach, że muszę wrócić. Samolot mam o 13:30.
-Wiesz ... nie chcę wracać, ale muszę.
-Wiem ... Agnieszka (mały update, zmieniono imię - dopisek autora) odwiezie cię na lotnisko ... - łzy napływają jej do oczu.
-Spokojnie, nic mi nie będzie.
-Nie jestem aż taka pewna.
-Nie zginę, przyrzekam - zastygamy w pocałunku.
-No, nasze dwie ptaszyny już na nogach? - pyta jej siostra. Daję słowo! Jeszcze dwa dni temu ich nie odróżniałem!
-Wiesz ... chciałem zrobić Asi śniadanie ... i ciachnąłem się w palca.
-Bez jaj ... w wojsku nie nauczyli was gotować?
-Nie, poprostu zapomniałem jak się kroi.
-Pakuj się, bo ci samolot ucieknie. - spoglądam na zegarek. O cholera! Zostały mi 2 godziny! Idę się spakować, zabieram swój pistolet, odznakę NCIS i dwa mundury na zmianę. Po pół godzinie jestem gotowy. Lepiej wyjechać wcześniej niż płakać. Wjeżdżamy prosto na płytę lotniska. Lecę z transportem wojska. Sami nowi chłopcy, prosto z poboru. Ciekawe jak długo ich szkolili. Wchodzę do samolotu i siadam na swoim miejscu. Zakładam słuchawki, puszczam swoją playlistę i natychmiast zasypiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz