poniedziałek, 20 czerwca 2016

Ostatni dzień

23 sierpnia 2013. Miami, Floryda, USA.

Obudziłem się ja zwykle dość wcześnie. Zaspany schodzę na dół, do kuchni. Otwieram drzwi lodówki. Co by tu zrobić ... nie mam zbyt dużego wyboru. A co mi tam! Wyjmuję kilka jajek, masło, czosnek i bekon. Jak się umie jedną rzecz gotować to trzeba to wykorzystać. Sięgam po patelnie, nakładam masło i zaczynam kroić czosnek.
-OSZ KUR.... - wyrywa mi się. Ssąc palec idę po plaster. Po pół roku walki zapomniałem jak się kroi. Szlag by to trafił.
-Nic ci nie jest? - pyta Asia.
-Nie, tylko zaciąłem się w palec.
-No już marine, pokaż to. Uuuu, no nieźle. Będziesz miał symetryczną bliznę na drugim palcu.
-No, to zostało mi tylko 8 nie naruszonych - zażartowałem.
Oboje wiedzieliśmy że to mój ostatni dzień w Stanach, że muszę wrócić. Samolot mam o 13:30.
-Wiesz ... nie chcę wracać, ale muszę.
-Wiem ... Agnieszka (mały update, zmieniono imię - dopisek autora) odwiezie cię na lotnisko ... - łzy napływają jej do oczu.
-Spokojnie, nic mi nie będzie.
-Nie jestem aż taka pewna.
-Nie zginę, przyrzekam - zastygamy w pocałunku.
-No, nasze dwie ptaszyny już na nogach? - pyta jej siostra. Daję słowo! Jeszcze dwa dni temu ich nie odróżniałem!
-Wiesz ... chciałem zrobić Asi śniadanie ... i ciachnąłem się w palca.
-Bez jaj ... w wojsku nie nauczyli was gotować?
-Nie, poprostu zapomniałem jak się kroi.
-Pakuj się, bo ci samolot ucieknie. - spoglądam na zegarek. O cholera! Zostały mi 2 godziny! Idę się spakować, zabieram swój pistolet, odznakę NCIS i dwa mundury na zmianę. Po pół godzinie jestem gotowy. Lepiej wyjechać wcześniej niż płakać. Wjeżdżamy prosto na płytę lotniska. Lecę z transportem wojska. Sami nowi chłopcy, prosto z poboru. Ciekawe jak długo ich szkolili. Wchodzę do samolotu i siadam na swoim miejscu. Zakładam słuchawki, puszczam swoją playlistę i natychmiast zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz