sobota, 26 listopada 2016

"That was close"

16 września 2013. Miami, Floryda, USA.
Gdzie jestem? Sam już nie wiem, przez całą tą aferę mam już dość życia. Zostawiłem Corspę w szpitalu żeby pilnowała Asi ... sam poszedłem na miasto, chyba się schlałem na całego i urwał mi się film. Mam to w dupie. Sprawdzam kieszenie, portfel jest, telefon jest, pistolet też na miejscu ... to gdzie ja do cholery ...
-Pobudka! Tyłek do góry!
-Kur... twoja mać! Nie tak głośno! I gdzie ja do diabła jestem?
-U pana Boga za miedzą, w bazie marynarki wojennej.
-Chwila, chwila ... Hopper? A co ty tu u licha robisz?
-Mało ważne, jak tylko Ellie dowiedziała się o tej całej hecy, kazała mi ciebie odnaleźć.
-To gdzie ja do cholery się zabunkrowałem?
-Siedziałeś w "Niebieskim Lotosie". Zalany chyba w trupa.
Rzeczywiście, ledwo co mogłem się zwlec z łóżka, łepetyna pękała mi tak, jakbym oberwał co najmniej z stodwudziestkisiódemki Iowy. Ale Eliza przebiła wszystko ... postanowiła obudzić mnie, używając syreny okrętu.
-BY CIĘ SZLAG JASNY TRAFIŁ ZASRAŃCU JEDEN W D... J... - rzuciłem w interkom.
-Ja ciebie też kocham. Ładuj się na mostek, kawusia już czeka.
Kawa i jajecznica, to wszystko czego mi teraz było trzeba ... ledwo docieram na górę, a przede mną wyłania się kubek z parującym czarnym bóstwem. Po pierwszym łyku napoju kac ustępuje natychmiastowo.
-To jak będzie? Pijemy więcej?
-W życiu ... jeden raz mi wystarczy.
-PANI KAPITAN! - wrzeszczy łącznościowiec.
-Ciszej do k... nędzy! Co za ludzie ... chyba już pójdę. A ty czego tu sterczysz? - zwracam się do oficera.
-Generał Eisenhower na lini, chce rozmawiać z panią i z piechociarzem.
-Ty, marynarzyku, żebym ci nie musiał czegoś wbić do łba.
-Żadnych bójek na moim pieprzonym okręcie! ZROZUMIANO?!
-Dobra, dobra ...
Wszyscy oprócz nas opuszczają mostek. Zaskoczeniem może być to, że na szybach okrętu pojawia się obraz generała na żywo. No cóż, technologia na miarę XXIII wieku. Przeniesione chyba z Enterprise'a.
-Adam, pani kapitan.
-Generale Eisenhower.
-Widzę że żyjesz stary, jak się trzymasz?
-Jest ciężko ... zaczynam się zastanawiać czy nie odejdę z wojska na jakiś czas.
-Ja właśnie w tej sprawie. Nie wiem jak i kiedy ale linia frontu jakimś cudem przesunęła się na linię Gdańsk-Łódź-Kraków-Zakopane. Rosjanie nic nie robią, co jest dziwne jak cholera ... mam kilka planów, jeśli znajdziesz czas to ci je podeślę.
-Dawaj, i tak nie mam co robić.
Kilka godzin później siedziałem i przeglądałem plany operacyjne akcji którą nazwano "Operacja Tomaszów Mazowiecki", w pewnym momencie zorientowałem się, że oparto ją o Operację Market-Garden. Patrząc na plan ataku po chwili zauważyłem tragiczny błąd. Szliśmy "O Jedną Dzielnicę Za Daleko". Mimo iż wiedziałem, że tą dzielnicą była ta, w której mieszkałem.
Złapałem za telefon.
-Eisenhower.
-Arni, mamy problem. Bierz papiery.
-Poczekaj chwilę ... - słyszę szelest kartek - dobra mam.
-Widzisz Wilanów?
-No?
-To oblicz ile dzielnic zdobędziemy.
-No tak ze 4.
-No właśnie! Policz miejscowości po drodze.
-Wychodzi z 5.
-Końcowa siła będzie wynosiła tylko jedną pieprzoną dywizję! Nie ma szans żebyśmy zdobyli i utrzymali Wilanów.
-Kurcza, faktycznie. Tylko że tym razem ja tu nie dowodzę.
-A kto?
-Gregory Patton.
-No bez jaj, z tych Pattonów?!
-Dokładnie.
-Dawaj mi namiary na niego. Już ja z nim pogadam.
Chwilę później byłem w środku konwersacji z drugim generałem.
-... to ty nic nie rozumiesz pierdzielony pesymisto!
-Kapitanie! Ogarnijcie się!
-PO MOIM TRUPIE! - krzyczę w słuchawkę i rzucam moim starym Samsungiem w ścianę.
-Widzę, że kogoś nerwy ponoszą. - mówi Corspa, wchodząc do mojego pokoju. Podnosi to co zostało z mojego telefonu -No to żeś go rozwalił, brawo.
-Nie miałaś przy kimś siedzeć?
-Ciekawe przy kim, jak nic jej nie jest. Tylko standardowe badania.
Nic już się nie trzyma kupy. Front przeskoczył o 100 kilometrów ... Asi nic nie jest ... co do licha?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz