poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Największe zycięstwo

7 sierpień 2013. Tomaszów Mazowiecki. Polska

Kuźwa, nienawidzę czołgać się w błocie! A muszę, bo oczywiście moja jednostka idzie na szpicy jako rozpoznanie, a że nie chcę nikogo wysłać na pewną śmierć, postanowiłem pójść sam. Po kilkuset metrach słyszę jakiś szelest tuż za mną, odbezpieczam broń i wskakuję w krzaki, chwila kotłowaniny ...
-Bo mnie zadusisz jeszcze!
-Wera? A ty tu czego?
-No co? Chyba nie myślałeś, że puścimy cię samego. - mówiąc to wydaje dźwięk sowy, z tyłu na sekundę podnosi się cały batalion.
-Oszalałaś? Przecież idę w paszczę lwa!
Niespodziewanie z przodu wychodzi patrol ruskich, oddajemy kilka strzałów ostrzegawczych.
-Opuście broń! Bo będziemy strzelać!
-Paszoł won sobaka! TFU! - odpowiada dość "barwny" głos, no świetnie.
-Spakojna lejtnant, spakojna!
-Idi na h... - nagle za ich plecami pojawia się nie kto inny jak Dimitrij Kożedub - Tawariszcz kapitan, ja niet znaju.
-Spokojna Iwan, ja go znaju. Adam, co ty tu u licha robisz? - stara się jak najlepiej wypowiedzieć każde słowo.
-To samo mógłbym powiedzieć o tobie.
-Możemy porozmawiać gdzieś na uboczu?
-Jasne.
Odchodzimy kawałek, widać że chce coś ważnego powiedzieć i przy tym nie wpaść.
-Słuchaj, tak naprawdę to od 2010 jestem na usługach waszego wywiadu ... wiem, że to nieprawdopodobne ale ...
-Kur ... co? Schlałeś się czy jak?
-Nie, w życiu! Bóg mi świadkiem, ja prawdę mówię. Zamierzamy wycofać się przy pierwszym strzale z waszej strony, artylerię już wczoraj wycofali.
-Wiesz, że potrzebuję dowodu?
-Okay, Iwan!
-Da, tawriszcz kapitan?
W tym momencie Dimitrij wyciąga swój pistolet i strzela mu prosto w głowę.
-Oszalałeś?! Chcesz ściągnąć resztę?
-Spokojna, chłopaki i tak chcieli go zamordować, trochę zalazł im za skórę. Spieprzamy do Warszawy, a i Adam?
-Co?
-Uwidzim się w powietrzu.
Uśmiecham się pod nosem, wiem, że nie może kłamać aż tak. Pamiętam wszystkie nasze starcia, ani razu nie zachował się nie fair. Ale na bok sentymenty, przywołuję radiooperatora.
-Dawaj tego cholernego kebaba. Charge or die!
-No way, I'm not going to...
-Shut the f... up! It's an order! Co za uparty skurkubaniec!
-Pilica na lini, czekają na rozkazy.
-Dwaj ich. Atakujcie, nawet nie wystrzelą, więc spokojnie.
-Zwariowałeś chyba.
-Zaufajcie mi.
-Jak nas poszlachtują, to jako duch ...  - rzucam słuchawkę, nie czas teraz na takie rozmowy
-ZA MNĄ! NAPRZÓD! - krzyczy Wera.
Tak jak przypuszczaliśmy, okazało się, że oprócz trzech wypalonych kadłubów fregat, nie ma tam ani jednego żołnierza, czy sprzętu rosyjskiego. Bezkrwawo zdobyty strategicznie ważny most, to jest to co lubię, szczególnie w tych realiach. Wieczorem wpadłem do Arniego.
-Skąd wiedziałeś?
-Wiesz, mam pewną wtykę w CIA.
-Niech zgadnę, Clayton Webb.
-Bingo, anyway macie tydzień odpoczynku i ruszamy na Warszawę.
Nareszcie! Czas zadać ruskim miażdżący cios, a przynajmniej w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz