poniedziałek, 5 czerwca 2017

Warszawa dzień II

No to wracamy do normalniej pracy moi drodzy, kciuk już się ogarnął, jeżeli chodzi o ból, więc w najbliższym czasie spodziewajcie się wysypu kolejnych fragmentów.
Update II : Trochę się porobiło ... nie martwcie się, wcale nie na gorsze. Dobrze, że mam zapas tych 15-20 historyjek, bo straciłem wenę twórcą na ostatnie fragmenty, a jestem już tak blisko. Dzisiaj chrzest bojowy nowego sprzętu :)
Tutaj jeszcze w trakcie instalacji systemu, bla bla bla, teraz już gotowy. Zdziwić mogą was cegły i styropian, otóż wyniosłem się do mojej letniej kryjówki "Naukowo-Piśmiennej" na poddaszu. Laptop firmy HP, wyposażony w procesor Intel Core i3 5-tej generacji, karta graficzna to jakiś szajs od intela, ale do pisania mi więcej nie trzeba, 4GB pamięci RAM też dadzą radę, a dysk? No cóż, aż 1TB, więc nie powinienem mieć żadnych problemów. A teraz koniec gadania, bierzem się za robotę.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
17 sierpnia 2013. Przedpola Warszawy, Polska.

Zajrzałem do Corspy, jakoś mi się jej żal po tej wczorajszej opowieści zrobiło ...
-Uchhhhhh ... moja głowa ....
-Czas wstawać, już koło dziesiątej ... a może i lepiej by było gdybyś została - mówię, widząc ją skacowaną i niewyspaną.
-Daj mi przynajmniej 5 minut i doprowadzę się do stanu używalności.
-Pięć i ani sekundy dłużej.
Wychodzę i wyciągam ostatnią paczkę papierosów ... szlag, wiem, że nie powinienem palić, ale ...
-No i jeszcze nałogowiec o tego.
-Jezu, będziesz się teraz czepiała o każdą rzecz?!
-Jeszcze krzyczy.
-No rzesz ja pierd.... zaraz mnie chyba cholera weźmie!
-A niech cię weźmie!
Normalnie nie poznaję Asi, jedna bójka i zaczyna się kryzys? Co jest do jasnej cholery?! Nie chcąc stracić panowania nad sobą odchodzę.
-I co? Więc uciekasz tchórzu?! - no nie, tego już za wiele, odwracam się na pięcie
-Nikt nie będzie nazywał mnie tchórzem. - stajemy twarzą w twarz
-Mylisz się i to bardzo.
-Spokój Marines! - odciągają mnie chłopaki ze 101 Powietrznodesantowej. Odchodzimy kawałek, z trudem udaje mi się opanować emocje.
-Ona nie jest tego warta stary.
-A co ty mi tu pieprzysz? Dostałem wczoraj po mordzie, bo moja sierżant zbzikowała, a że w kaszę sobie dmuchać nie dam to jej oddałem, wybuchło drobne starcie, do którego dołączyła się nasza Andorianka i Wera z WOT-u, w tej kotłowaninie zastał nas chłopak Kingi, czyli wspomnianej prowodyrki. Resztę dopowiedzcie sobie sami.
-No toś dowalił, nie ma co.
-No co ty nie powiesz.
Docieramy do punktu zbornego, czołgi już stoją gotowe do wyruszenia, reszta dywizji również.
-Naszym celem na dziś jest dotarcie do Bielan, a przynajmniej do granicy Bemowo-Bielany, po drodze zahaczymy o lotnisko Okęcie, Pierwsza Marines, wy zajmiecie się opanowaniem tego terenu i będziecie tam siedzieć do końca dnia. Druga szturmuje Bemowo, 101 trzyma Bielany, 82 Powietrzna i 21 Pułk WOT-u zabezpieczają tyły Adamowi i jego ekipie. Każdy dostaje po 5 Shermanów do osłony, nie spodziewamy się zbyt dużego oporu, szczególnie ze strony dział p-panc, no to JAZDAAAAAAA! - drze się Eisenhower.
Na podejściu do lotniska cisza i spokój, ale gdy tylko weszliśmy na pas startowy zaczął się potężny ostrzał, prowadzący czołg o nazwie własnej "Matador" oberwał prosto w kadub, pocisk przeszedł na wylot, całe szczęście nikogo za nim nie było.
-Cholera jasna! Widzi ktoś tych sukinsynów?!
-W budynku po lewej! - odzywa się sierżancina z kompani A
-Kinga, Corspa za mną! Reszta nacierać dalej!
Biegniemy pod ciężkim ostrzałem karabinów maszynowych, oraz dwóch dział, które celują coraz bliżej nas, w końcu docieramy do w miarę spokojnego miejsca.
-Ty, a to nie jest przypadkiem stary terminal?
-Ani chybi tak, jedyny czerwony dach na całym lotnisku. No to co, na trzy?
-Jasne.
-Raz
-Tylko nie traf w amunicję!
-Spadaj. Dwa
-Też cię kocham
-Trzy! - wrzucam trzy granaty do środka, wybuch zgromadzonej amunicji odrzuca nas o 15 metrów.
-Nie cierpię tego ... - wstaję ogłuszony.
-Nie no, drugi raz, serio? -Corspa ledwo co może powstrzymać się od śmiechu.
-Głupi ma zawsze szczęście. - w międzyczasie dopadają do nas medycy, odganiam ich ruchem ręki. - Nic nam nie jest! Poszli won!
-Bullshit! Walnęło niczym ruski krążownik na Bałtyku.
-Do jasnej anielki, przecież widzicie, że nic nam nie dolega.
-Jak chcecie, tylko żeby nie było na nas.
Spoglądam w stronę resztek terminalu, całe szczęście byliśmy skryci za bardzo grubym filarem, inaczej zbierali by nas po całej Warszawie. Wybuch utorował nam drogę do głównego budynku, wbiegamy do środka strzelając dosłownie na oślep, eliminujemy pozostałych wrogów, w końcu napotykamy naszych.
-Gdzie was licho posiało?! - pyta Asia.
-No co? Jak to gdzie, a od ilu miesięcy jesteśmy w tym samym? W czarnej i głębokiej ...
-Co tam na starym terminalu pieprznęło?
-Drobiazg, około 250 kilo zgromadzonych pocisków. - dopiero teraz widzi wiszące na nas resztki munduru.
-Nie gadaj, że to ty ...
-Tylko trzy granaty wrzuciłem, a że koło amunicji wylądowały, to już inna sprawa.
-Zwariowałeś?! ZABIĆ SIĘ DURNIU CHCESZ?!
-A mam po co żyć?
-Zawsze miałeś wariacie! Tylko cię sprawdzałam.
-ŻE CO?!
-No ... po prostu ...
-Jestem dupa nie detektyw, tyle mogę powiedzieć. - uśmiecham się. Coś podejrzewałem, ale nie sądziłem, że posunie się do czegoś takiego. Przynajmniej wszystko się wyjaśniło, a to już najlepsza wiadomość od tych kilku tygodni. Do wieczora opanowaliśmy Bemowo i część Bielan, walki ustały na noc, bowiem ustalenia między naszymi jednostkami spod Żelaznego wprowadzono powszechnie po obu stronach. Zmęczony ulokowałem się w jednym z bloków na Bemowie, zasnąłem bardzo szybko, lecz obudził mnie krzyk z mieszkania obok, krzyk Corspy. Nie myśląc wiele wyrwałem pistolet spod poduszki i ruszyłem na ratunek, wchodząc do jej mieszkania spostrzegłem jakąś sylwetkę.
-Stój bo strzelam!
-Strzelisz do swojego? - pyta starszy głos. Zapalam światło.
-Nie no, pana profesora na froncie się nie spodziewałem. - był to Wojciech Małagocki, mój nauczyciel z liceum.
-Przecież wiesz, że byłem w stanie spoczynku, a tu niespodzianka, przywrócenie w trybie natychmiastowym. Ale widzę, że mój uczeń również jest w armii i to w dodatku w stopniu kapitana ... możesz opuścić tą spluwę? - chowam pistolet do kieszeni spodni. - jak tylko usłyszałem krzyk, wpadłem tutaj sprawdzić co się dzieje, ale to raczej PTSD, a nie ktoś inny.
-Gdz ... gdzie ja jestem? - pyta Corspa, cała zlana potem.
-Spokojnie, w Warszawie, to mój stary znajomy.
-Śniło mi się chyba coś ...
-Najwyraźniej, zostanę tutaj, przypilnuję cię.
-O nie panie Kielski, zostaniemy - wtrąca Wojciech.
-Jak pan chce. - sen jednak położył nas szybciej niż myśleliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz