środa, 25 października 2017

Kijów

15 grudnia 2013. Kijów, Ukraina.

Od sierpnia nasza dywizja była w odstawce, jako iż brakowało nam żołnierzy, sprzętu, a przede wszystkim byliśmy wykończeni ciągłymi walkami. Nawet moja ręka nie była w najlepszym stanie, po tym "cholernie głębokim cięciu", jak to określili lekarze. Kilka przeciętych mięśni to nic poważnego, jak próbował mi wcisnąć jeden z konowałów. To dlaczego w takim razie mam problemy z poruszaniem nią? Ehhhh, oni zawsze będą kłamać żeby człowiek nie wiedział za dużo o swoim stanie, pies ich gryzł. Ważne że mogłem spędzić trochę czasu z Asią i swoją córką, boże, mała rośnie jak nie wiem co. W każdym bądź razie, nie dalej jak tydzień temu dostaliśmy informację o tym żę 1 Armia Sojusznicza, jak nas nazwali, będzie uczestniczyć w oblężeniu Kijowa. Zdziwiłem się że w tak krótkim czasie pogoniliśmy Ruskim kota aż tak daleko, prędzej spodziewałbym się dojścia do Lublina, ale mniejsza o to. Arnold jest prawdziwym geniuszem logistycznym, w ciągu 3 dni załatwił nam ciepłe ubrania i resztę wyposażenia. Z uzupełnienia przysłano nam samych żółtodziobów jak to zwykle bywa oczywiście, ba nawet dwóch dodatkowych dowódców nie miało żadnego doświadczenia bojowego, więc nasza bliźniacza jednostka, którą to mieliśmy zastąpić przekazała nam dwójkę swoich, którymi to okazali się być, nieznany mi do tej pory porucznik David Forrester i, też w stopniu porucznika, Samantha Traynor. Chociaż jednego znam, więc może przeżyję. Akurat wypełniałem ostatnie papiery od zaopatrzenia, kiedy wpadła właśnie Sam.
-Nadal w papierach siedzisz?
-A mam jakieś wyjście? Muszę te cholerne luki pouzupełniać, bo mnie już góra ciśnie. A jak tego nie zrobię to polecą mi oczywiście po premii, a kasa zawsze się przyda.
-Służbista się znalazł
-Nie chcem ale muszem - użyłem dość znanego cytatu. Po czym wróciłem do papierologi, w pewnym momencie wcisnąłem ołówek za mocno, skutkiem czego przebił on kartkę - kurwa mać, trzecia w ciągu godziny. - przerabiam ją w kulkę i rzucam do kosza, oczywiście ląduje jakieś pół metra obok.
-Nie denerwuj się, kolejny dzień w pracy ....
-A co to za praca? Ryzykowanie życia za 1500 dolarów miesięcznie to jest praca? Oberwałem już za dużo razy, żeby kontynuować tą zabawę. Kijów jest moją ostatnią misją, potem wracam do domu.
-Może po tym wszystkim to będzie ostatnia misja dla nas wszystkich?
-Wątpię, nie po tym co widzieliśmy. Oni tak łatwo się nie poddadzą, nie ma szans. Po za tym, mam jeszcze ryzykować to, że zarobię przypadkową kulkę w łeb i zostawię Asię samą? Pierdolę, nie robię! - rzucam papierami w kąt.
-Easy there cowboy, ja też tego nie lubię, ale co ja mam za wyjście? W cywilu nie mam nawet college'u, a tutaj chociaż jako porucznik coś zarobię, plus te wszystkie dodatki. Wiele mi nie trzeba, pić nie piję, palić nie palę, ehhhhh ... co ja się będę żaliła.
-Nie no, nie odbierz mnie źle, ale ...
-I tak nic nie zrozumiesz, ile masz lat co?
-Dwadzieścia jeden.
-A ja o cztery w zwyż, no i co z tego. Gdyby nie Caroline, nie miałabym dla kogo żyć. Zresztą to długa historia.
Pogubiłem się w rachunkach, Caroline ma około 16 lat, jak do cholery więc jest córką Samanthy? Zaraz moment, chyba wiem .... pewnie ją adoptowała, mało ważne.
-Co ty u licha pieprzysz?
-A to że ojciec małej był pieprzonym skurwysynem. Bił mnie na okrągło, poniżał ... miałam dość i wstąpiłam do wojska. - tej opcji akurat nie przewidziałem ... sięgnąłem do szuflady po skitraną z zapasów butelkę whisky.
-To co? Ten jeden raz chyba możesz, na koszt firmy - uśmiechnąłem się.
-Jednego nie zaszkodzi, po za tym będzie jakoś łatwiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz