środa, 20 września 2017

Pierwszy wspólny lot

12 styczeń 2012. Lotnisko Aeroklubu Tomaszowskiego, 5 kilometrów za Tomaszowem Mazowieckim.
-Może to nie był dobry pomysł?
-Asia, nie przesadzaj! Od miesiąca mi trujesz żebym cię wziął na lot, a akurat mam jedynego Hurricane'a który ma dwa miejsca.
-Cóż, mam lekkiego pietra.
-Boże, osobiście go wczoraj sprawdzałem, po za pękniętą kratownicą nie ma niczego uszkodzonego. - śmiać mi się chcę jak widzę jaj minę - Oj przecież żartuję, nic mu nie dolega.
-Kiedyś cię zamorduję za takie śmieszki.
-I kto cię będzie bronił?
-A idź ty - uderza mnie z otwartej ręki w bark.
Kierujemy się w stronę samolotu, z daleka już widzę jego sylwetkę. Jednak gdy podchodziliśmy bliżej zaciekawiły mnie ponownie zamontowane karabiny maszynowe.
-Co to jest? - pytam jednego z mechaników krzątających się obok mojej maszyny.
-Rozkaz z Dowództwa Sił Powietrznych, wszystkie maszyny zdolne do walki mają być przygotowane na wypadek wojny. Dlatego "Stary" kazał ci dzisiaj wykonać lot próbny ze strzelaniem. Tarczę będziesz miał holowaną przez Andrzeja i "Starą Damę"
-Przecież wczoraj padał jej cylinder!
-Dostaliśmy oryginalny silnik od amerykańców.
Nie zadając więcej pytań wsiadam do maszyny, sprawdzam obwody elektryczne, ciśnienie, takie tam pierdółki.
-Gotowa? - pytam odwracając się, w odpowiedzi widzę uniesiony w górę kciuk. Taki sam znak przekazuję mechanikowi, który napędza rozrusznik korbą. Włącza się elektryka, jeszcze chwila ...
-ODPALAJ! - słyszę krzyk. Wciskam przycisk startera, silnik zaskakuje zadziwiająco szybko, bez zbędnego marudzenia. Zamykam owiewki i zaczynam kołowanie na pas.
-Wieża, tu Orzeł 2, proszę o zgodę na start z pasa 14 prawego.
-Tu wieża, masz zgodę na czternasty prawy.
-Kontrola łączności, talk to me Goose - wykorzystuję tekst z "Top Gun"
-Słyszę cię głośno i wyraźnie - odrazu człowiekowi się lżej robi jak słyszy ten ciepły ton głosu.
-Wieża, startujemy. - ciągnę przepustnicę do siebie, nigdy nie lubiłem tego sterowania gazem, dobrze że chociaż drążek sterowania działał normalnie. Mówiłem nawet mechanikom żeby odwrócili ten ciąg, ale "koszty remontu", "Stary nas zabije". Nabieramy prędkości, czekam do samego końca pasa, mimo iż prędkość startową mam już dawno osiągniętą i gwałtownie podciągam maszynę.
-Wariacie mój ty - słyszę w słuchawkach, od razu na mojej twarzy maluje się szeroki uśmiech.
-Trzymaj się mocno! - czekam aż zaświecą się lampki sygnalizacji podwozia i wykręcam klasyczną beczkę, znak rozpoznawczy naszego Aeroklubu.
-Orzeł 2, pułap 240, kurs 032, szukajcie Damy - "Starą Damą" nazywaliśmy muzealną B-17G "The Old Lady", nie dalej jak rok temu amerykanie przekazali ją nam jako dar, wraz z kompletem części zapasowych.
-Po prawo, widzisz? - przechylam Hurricane'a na skrzydło.
-Widzę wyraźnie
Odbezpieczam spust karabinów maszynowych i uruchamiam celownik kolimatorowy, nasz poziom lotu to dwa tysiące metrów. Dodatkowe 400 to tylko kwestia kilku sekund. Tarcza z tyłu bombowca wypełnia mi celownik. Naciskam spust, broń mojego myśliwca dosłownie wypluwa z siebie kilkanaście pocisków na sekundę, jeszcze dwie serie i kończy się amunicja.
-Chyba czas lądować - mówi Asia
-Paliwa mamy jeszcze sporo
-Ale ja zaraz ci mozaikę z tyłu ułożę!
-Dobra, tylko wytrzęsiemy wieżę
-Że co? -  pyta nie bardzo rozumiejąc.
-Zaraz zobaczysz. Wieża tu Orzeł 2, proszę o zgodę na przelot.
-Tu wieża, odmawiam, ścieżka podejścia jest zajęta.
Zaczynam się śmiać.
-O nie, ty chyba nie zamierzasz ...
-I'm sorry Goose, but it's time to buzz the tower. - wykorzystuję kolejny cytat z mojego ulubionego filmu. Zniżam lot i nabierając prędkości przelatuję blisko wieży kontroli lotów, pozdrawiając wszystkich uniesionym "międzynarodowym znakiem pokoju".
-By cię szlag jasny trafił Orzeł!
-YIIIIIIIIIIIHAAAAAAAAAAA!
Odchodzimy na drugie kółko, podczas którego szykuję Hurricane'a do lądowania, klapy są, podwozie wyciągnięte ... aż tu nagle silnik przestaje działać. Co jest u licha? Natychmiast chowam otwarte wcześniej klapy, żeby nie tracić nie potrzebnie prędkości.
-Co jest? - pyta moja zaniepokojona pasażerka.
-Drobna awaria, gnojek potrafi mieć humorki - próbuję ponownie uruchomić maszynę, lecz nawet nie reaguje na wciśnięcie startera. Nagle mnie olśniło, szybkie spojrzenie na wskaźniki akumulatorów, puste. No pięknie, zamorduję tych mechaników, jeszcze wczoraj je wymienialiśmy i sprawdzaliśmy! Mówili że wszystko jest w jak najlepszym porządku! Całe szczęście do pasa mieliśmy całkiem blisko, choć napociłem się nieco przy sterach, gdyż lądowałem trochę poniżej prędkości minimalnej. Natychmiast wyskoczyłem z samolotu zapominając o Asi i pobiegłem do szefa mechaników, na mój widok poderwał się, a ja chwyciłem go za patki od koszuli.
-Sukinsynu, chciałeś nas zabić?!
-Nic nie widziałem! Wczoraj go odpalaliśmy i wszystko grało!
-A MOŻE NIE TRZEBA BYŁO GO ZOSTAWIAĆ NA ZEWNĄTRZ! ZAMARZŁY GNOJKOWI AKUMULATORY!
-Osobiście go rano sprawdzałem, były naładowane w pełni?
-To dlaczego wskazania mam na zero?!
-Cholera go wie!
W międzyczasie pozostali zholowali uszkodzony samolot do hangaru, natychmiast otworzyliśmy pokrywę akumulatorów. W trzy sekundy dostrzegam powód awarii, zbyt słabo przykręcone klamry pod wpływem wstrząsów i kilku manewrów po prostu spadły.
-Kto kurwa dokręcał śruby?! - pytam będąc co raz to bardziej zdenerwowanym.
-Ale to nie ja!
-A kto mechanikiem k... jest?!
-Chorąży!
-Tysiąc razy mówiłem! Głównym jesteś ty, a nie kto inny!
-Adam, spokojnie! - zaczął Andrzej, pilot B-17.
-Jak mam się nie denerwować?! Gdyby padł mi wcześniej to szlag by trafił maszynę za 120 tysięcy!
-Ale przecież nic się nie stało!
Nerwy ponoszą mnie na tyle, że uderzam mechanika swoim potężnym prawym sierpowym. Gdyby mnie nie powstrzymali, to bym chyba gościa zabił.
-Co tu się dzieje?! HANGAR, CZY BURDEL! - rozlega się basowy okrzyk naszego szefa.
-Prawie mnie zabił prezesie. - skarży się mechanik.
-Taa? A kto za słabo przykręcił klamry w maszynie? TAK ŻE MI NA ŚCIEŻCE PODEJŚCIA SZLAG SILNIK TRAFIŁ?!
-CISZA! Adam, nie pierdol, mojej żonie też klamry spadają z włosów i czasami szlag mnie trafia jak narzeka, a czasami i za to w facjatę wyłapie że aż furczy i żyje z porysowaną facjatą. ALE ROBERT PRZEGIĄŁEŚ! TEN (tu wyraził się dość ostro, obrażając chyba wszystkie narządy faceta) HURRICANE KOSZTOWAŁ MNIE 120 BANIEK! Jak tylko ktoś go zarysuje od razu leci ze stanowiska! Robert, lecisz jak nic, Konrad, wracasz na stanowisko. Adam masz po premii i 5 karnych lotów na "Damie"
-Nie no ...
-Dziesięć ...
-Kurde, Kalota, nie przeginaj ...
-Dwadzieścia!
-No dobra, niech ci będzie! - widzę jak odchodzi, jak tylko zamykają się za nim drzwi ... - kutafon pieprzony ... - drzwi natychmiast się otwierają.
-Kutafon zadzwonił i wlepił ci 30 lotów plus dwa dni zawieszenia.
Z Kalotą nie pogadasz, nawet jak spróbujesz się wymigać od roboty to usłyszysz coś z plejad typu : "Robota nie ch.. stać nie może!"
Z toalety wychodzi Asia, taka nieco blada. W sumie ja się nie dziwię ...
-Żyjesz?
-Sama nie wiem, nigdy więcej lotów z tobą.
-Heh, aż tak źle?
-Gdybyś tak ostro nie wykręcał tych wszystkich figur to może jeszcze było by znośnie ...
-Chciałem ci tylko zaimponować moimi zdolnościami.
-Przesadziłeś przynajmniej o jedną beczkę.
-Hej Krzychu! - wołam kolegę.
-Co?
-Zrobisz nam fotkę?
-Jasne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz